Źródło: ATTrader.pl
Indeks WIG20 na otwarciu czwartkowej sesji stracił 1,2 proc. i spadł do 2170,4 pkt., po tym jak wczoraj zanurkował o 2,4 proc. Po chwilowym spadku aż do 2144 pkt., rozpoczęło się odrabianie strat, ale już po godzinie 10:00 indeks ponownie kierował się na południe. Ta początkowa wyprzedaż giełdowych blue chipów nie zaskakuje, a nawet może dziwić swą ograniczoną skalą, jeżeli uwzględni się to, co wczoraj i dziś dzieje się na globalnych rynkach akcji. A dzieje się naprawdę dużo. Środowa sesja na Wall Street dość nieoczekiwanie zakończyła się potężną przeceną. Indeks DJIA spadł o 3,15 proc., S&P500 stracił 3,29 proc., a technologiczny Nasdaq Composite zanurkował aż o 4,08 proc. Fala wyprzedaży następnie przeniosła się do Azji (Kospi -4,44 proc.; Nikkei -3,89 proc.; Shanghai Composite -5,22 proc.), a teraz ogarnęła europejskie giełdy.
W ten czwartkowy poranek dwie kwestie mogą nurtować rodzimych inwestorów. Po pierwsze pytanie, czy ten poranny zwrot na WIG20 będzie kontynuowany i indeks wyjdzie na plusy, licząc na dzisiejsze odbicie na Wall Street? Po drugie, i to jest zdecydowanie ważniejsze pytanie, jaki charakter ma ta fala wyprzedaży na globalnych rynkach akcji? Czy to tylko gwałtowna korekta? Czy może początek większego załamania cen akcji?
Historia rodzimej giełdy uczy, że w przypadku mocnego tąpnięcia indeksu w pierwszych minutach notowań, które następnie szybko przeradza się w odrabianie strat, bardzo rzadko strona popytowa wygrywa takie starcie. Po prostu inwestorzy, którzy zaryzykowali łapanie dołków na sporych minusach, w takich sytuacjach równie szybko realizują zyski. Dlatego można się obawiać, że w czwartek WIG20 jeszcze wróci w okolice dziennych minimów.
Na to drugie pytanie niestety nie da się już teraz wiarygodnie odpowiedzieć. Wprawdzie pretekstów do dłuższych spadków na globalnych rynkach akcji nie brakuje, ale rynki mają to do siebie, że przez bardzo długi czas mogą je ignorować. Zwłaszcza Wall Street. Dlatego to co wydarzyło się tam wczoraj, może być tylko krótkim podażowym epizodem. Również dlatego, że już jutro startuje w USA kolejny sezon publikacji wyników kwartalnych, co w sposób zrozumiały będzie mocno absorbować uwagę inwestorów.
Gdybyśmy w analizowaniu sytuacji odeszli od fundamentów i wyników spółek, a skupili się tylko na analizie technicznej, to obraz nieco bardziej się klaruje. Środowe zachowanie Wall Street bardzo przypomina to z przełomu stycznia i lutego br. Trzymając się tej analogii, jest jeszcze sporo miejsca na spadki.
Fatalnie też wygląda sytuacja na wykresie WIG20, gdzie środowy spadek poniżej 2200 pkt. i dzisiejsza luka bessy na otwarciu, oznaczają utworzoną na wykresie formację głowy z ramionami (RGR). Formację, która kończy zainicjowane w ostatnich dniach czerwca odbicie na indeksie, a teraz powinna bardzo szybko sprowadzić go poniżej 2100 pkt.
Marcin Kiepas, niezależny analityk finansowy.
Czynniki lokalne, w tym wiadomości ze spółek, większą rolę odgrywają w przypadku firm mniejszych i średnich. Wprawdzie reprezentujące je indeksy sWIG80 i mWIG40, także są na sporych minusach, tracąc po dwóch kwadransach handlu odpowiednio 1 i 1,4 proc. (mWIG40 jest najniżej od 2013 roku), ale zachowanie poszczególnych spółek uwarunkowane jest już informacjami bezpośrednio ich dotyczącymi. Taka sytuacja ma miejsce w przypadku Brastera, który kontynuuje wzrostową korektę, rosnąc o 12,65 proc. do 1,87 zł. Wzrostowe odbicie kontynuuje też Qumak, rosnąc o 3 proc. do 1,04 zł. W jego przypadku wciąż kurs wspierała deklaracja PKO Parasolowy FIO z wczoraj o dokapitalizowaniu tej spółki. Informacje, że Ambra wypłaci 0,68 zł dywidendy na akcje, pomimo że była spodziewana, podnoszą jej notowania o 3,5 proc. do 11,70 zł.
