Giełdowy rollercoaster trwa w najlepsze. Jednego dnia wzrosty, drugiego spadki. I tak na zmianę. A wszystko to w rytm Wall Street. I niestety, co jest zdecydowanie złą wiadomością, przy stosunkowo niskich obrotach. Dlaczego obroty są tak ważne? Przede wszystkim dlatego, że ich mocny skok po dużych spadkach warszawskich indeksów (WIG20 od styczniowego szczytu stracił 17 proc.), mógłby wskazywać na punkt przełomowy. Mógłby wskazywać na przechodzenie akcji „ze słabych rąk do mocnych”. Póki co takich sygnałów nie ma, a jedynym źródłem nadziei dla rodzimych graczy jest duże wyprzedanie, wiara w psychologiczny poziom 2.200 pkt. na WIG20 i przede wszystkim wiara w to, że amerykańskie indeksy ostatecznie zawrócą z poziomu lutowych minimów.
Czwartkowa sesja na giełdzie w Warszawie, podobnie jak to miało miejsce w przypadku większości europejskich parkietów, rozpoczęła się od wzrostów indeksów. W ten sposób inwestorzy zareagowali na wyniki wczorajszej sesji w USA, którą tamtejsze indeksy rozpoczęły od spadków wywołanych obawami o eskalację wojen handlowych na linii Waszyngton – Pekin, ale ostatecznie zakończyły sporymi zwyżkami (DJIA +0,96 proc.; S&P500 +1,16 proc.; Nasdaq Composite +1,45 proc.). Po dwóch godzinach handlu na GPW indeks WIG20 zyskiwał 1,9 proc., WIG rósł o 1,3 proc., a segmenty małych i średnich spółek po ok. 0,6 proc.
Poranne wzrosty póki co należy traktować tylko w kategoriach giełdowej korekty. Nie dziwi więc, że prym wiodą największe spółki. Ciekawostką jest natomiast to, że wszystkie 20. blue chipów notowanych jest na zielono”. Najwięcej, bo 3,7 proc., zyskują akcje PGNiG i tym samym odreagowując obserwowane od drugiej połowy stycznia spadki, które sprowadziły wczoraj kurs na ponad roczne minima. Za jedną akcję PGNiG trzeba zapłacić 5,60 zł. Ponadto mocno drożeje tez JSW (+3 proc.), Eurocash (+2,7 proc.) i KGHM (+2,4 proc.). Najsłabiej w indeksie spisuje się Alior Bank, którego akcje rosną zaledwie o 0,07 proc. do 72,85 zł, pozostając blisko 2,5-miesięcznych minimów.
Oprócz dużych spółek w centrum uwagi inwestorów znalazły się jeszcze akcje m.in. spółek Qumak, Grupy Azoty, Arctic Paper, a także non stop będących na świeczniku firm GetBack i Prairie Mining.
Notowania Qumaka wystrzeliły o 15 proc., przerywając tym samym trwający od początku roku ruch spadkowy. Impulsem do odbicia jest informacja drugim liście intencyjnym z firmą Euvic oraz wspólnikami Euvic. Dokument „precyzuje warunki połączenia Qumaka z Euvic poprzez objęcie większościowego pakietu akcji Qumaka przez wspólników Euvic”. Obecnie za jedną akcję spółki informatycznej trzeba zapłacić 1,53 zł.
Grupa Azoty poinformowała, że zgodnie ze wstępnymi wyliczeniami, w 2017 roku zysk netto wyniósł 489 mln zł, przy przychodach 9,6 mld zł, natomiast w przypadku zależnych od niej spółek Puławy i Police zysk netto wyniósł odpowiednio 258 mln zł i 88,5 mln zł. Notowania Grupy Azoty spadają w czwartek o 0,5 proc., Puław rosną o 1,4 proc., a Polic pomimo upływu godziny sesji jeszcze się nie otworzyły.

Marcin Kiepas, niezależny analityk finansowy.
Akcje Arctic Paper tanieją o 3,7 proc. do 3,64 zł po tym jak spółka ujawniła, że odpis związany z utratą wartości aktywów spółki Arctic Paper Investment obniży wynik grupy Arctic Paper za 2017 rok o ok. 24 mln zł.
Duże wahania mają też miejsce na negatywnych bohaterach ostatnich dni, czyli spółkach GetBack i Prairie Mining. Akcje tej pierwszej drożeją o 4,46 proc., a drugiej tanieją o 4,76 proc.
Losy czwartkowej sesji, podobnie jak to miało miejsce wielokrotnie w ostatnim czasie, całkowicie uzależnione są od nastrojów na rynkach globalnych. Przede wszystkim od nastrojów na Wall Street. Jeżeli inwestorzy uwierzą, że temat wojen handlowych, czy podważonego zaufania do amerykańskich spółek technologicznych, nie będzie już straszył, to pojawi się szansa na wzrostowe odreagowanie. Mając na uwadze, że w przyszłym tygodniu na Wall Street startuje sezon publikacji wyników kwartalnych, a te powinny być dobre, więc powyższy korekcyjny scenariusz jest dość realny.