W maju zatrudnienie w USA poza rolnictwem wzrosło o zaledwie 34 tys. To zdecydowanie mniej niż pokazał wczorajszy raport ADP (+173 tys.). Co więcej, dane za ostatnie dwa miesiące zostały zrewidowane łącznie o 59 tys. w dół. Jednakże nie wszystkie składowe są równie rozczarowujące. Stopa bezrobocia spadła z 5 proc. do zaledwie 4,7 proc. Konsensus zakładał 4,9 proc. Powodem tego rozdźwięku są różne metodologie mierzenia obu zmiennych. Ponadto warto zwrócić uwagę, że 0,2 p.p. spadła stopa partycypacji na rynku pracy. Interpretację komplikuje jeszcze fakt, iż stopa niepełnego zatrudnienia utrzymała się na poziomie 9,7 proc., wskazując, iż rosnąć może odsetek umów na część etatu. Z punktu widzenia rynku akcji dane nie są oczywiste. Z jednej strony rynek będzie cieszył się z faktu, że podwyżka w USA odsuwa się w czasie. Jednakże, spadająca stopa bezrobocia przy małym wzroście zatrudnienia oznacza, że firmy chcąc zwiększać produkcję będą zmuszone podnosić płace, co odbije się na ich marżach. Co więcej, równie słabo wypadł indeks ISM dla usług – spadek do 52,9 pkt. z 55,7 pkt. w kwietniu – co jest pochodną słabego subindeksu zatrudnienia. Odczyt tylko przyspieszył spadki na Wall Street. Po nieco ponad dwóch kwadransach od otwarcia sesji za Oceanem spadki na głównych indeksach znajdują się w przedziale od 0,6 proc. do 0,9 proc. >> EUR/USD mocno w dół po słabych NFP
Kolejnym z ważnych czynników dla rynku akcji są ceny ropy naftowej, które w ostatnim czasie w dużym stopniu stanowiły o światowym sentymencie. Chociaż czwartkowy szczyt OPEC zakończyły się bez żadnych nowych postanowień, to ceny czarnego złota wystrzeliły do góry. Stało się tak za sprawą czwartkowych danych amerykańskiego Departamentu ds. Energii, który wskazał na zmniejszenie się zapasów ropy o ponad milion baryłek. Ceny tego surowca ponownie przekroczyły poziom 50 dolarów za baryłkę, ale zaraz potem potaniały – ropa WTI kosztuje po południu mniej niż 49 dolarów, a Brent jest notowana w okolicy. Jeśli spadki się utrzymają w dalszej części dnia, to będzie to kolejny czynnik ciążący amerykańskim indeksom.
Dosyć niecodzienną sytuację mamy na parkiecie przy Książęcej. Podczas gdy WIG20 zyskuje nieco ponad 1,5 proc. – jednak wciąż będąc poniżej granicy 1.800 pkt. – pozostałe główne indeksy w Europie zdecydowanie tracą – DAX jest notowany o ponad 1 proc. poniżej wczorajszego zamknięcia, tak samo wygląda przebieg dzisiejszych notowań w Paryżu. Na płasko jest notowany z kolei londyński FTSE 100, a to za sprawą niespodziewanie lepszych wskazań tamtejszych wskaźników PMI dla usług oraz dla całej gospodarki. W przypadku krajów strefy euro indeksy PMI dla sektora usług rozczarowały. Szczególnie słabo wygląda sytuacja we Francji. W Niemczech natomiast odczyt okazał się być zgodny z oczekiwaniami.
>> Zobacz także: Inwestorzy wrócili po przecenione akcje, gorąco na PKO BP, Echo i PGE
Jeśli chodzi o polską giełdę to nawet pomimo dzisiejszych wzrostów, WIG20 prawdopodobnie zaliczy największą stratę tygodniową od pierwszego tygodnia stycznia. Po części jest to pochodna obaw o sektor bankowy ze względu na planowaną tak zwaną „ustawę frankową”, której zarysy mamy poznać już w tym miesiącu. Według doniesień Gazety Wyborczej, projekt prezydencki zakładać ma konwersję kredytów po kursie z dnia zaciągnięcia, co byłoby potężnym ciosem dla bilansów instytucji finansowych. Dodatkowym założeniem projektu byłby zakup akcji banków przez NBP oraz Bank Gospodarstwa Krajowego, które nie miałyby prawa głosu, a środki z których miałyby posłużyć na pokrycie kosztów konwersji. Jednakże, nie jest to informacja potwierdzona.
Komentarz przygotował: Michał Dąbrowski, analityk XTB