
Środowy felieton w Bloombergu okazał się długo wyczekiwana sensacją wśród dziennikarzy.
Okres wakacyjny to niezwykle trudny czas dla mediów. Na rynku niewiele dzieje się, a na dodatek komentatorzy i eksperci zbywają telefony urlopem. Krótko mówiąc, sensownych tematów jak na lekarstwo, a pisać trzeba. Efekty tego stanu bywają kuriozalne.
W tym sezonie świetnym przykładem okazał się gest Cristiano Ronaldo. Gwiazdor przed jedną z konferencji prasowych nieoczekiwanie odstawił butelkę Coca-Coli na bok i zasugerował widzom picie zwykłej wody. Temat szybko obiegł światowe media, a słynący z szukania sensacji dziennik-tabloid „Marca” dopatrzył się nawet korelacji z kursem akcji producenta napoju na giełdzie. Mniej więcej w tym samym czasie notowania Coca-Coli na giełdzie spadły o ok. 1,5 proc. Dla każdego średnio rozgarniętego inwestora taki ruch ma wymiar symboliczny, szczególnie że tego dnia zmienność na pozostałych spółkach z S&P500 była znacznie większa. Ale co z tego, kiedy „szyć” trzeba. Dziennikarze „Marca” sięgnęli po stary, sprawdzony sposób. Coca-Cola to duża spółka, której kapitalizacja liczona jest w setkach miliardów dolarów. Te skromne 1,5 proc. dawało zawrotne 4 mld USD kapitalizacji. Wobec takiej sumki nie da się przejść obojętnie. Idealna duża liczba do krzykliwego tytułu. I tak oto w świat poszła informacja, że „Gest Cristiano Ronaldo kosztował Coca-Colę 4 mld USD”.

Fot. Screenshot z portalu Marca.com
Media w Polsce bardzo szybko podłapały temat, ale już z tłumaczeniem i zrozumieniem rynkowych realiów poradziły sobie… fatalnie. Tytuły w czołowych serwisach grzmiały: „Coca-Cola straciła 4 mld USD przez jeden gest Cristiano Ronaldo”. Brakowało jedynie zdjęcia załamanej księgowej. Mniej zorientowani czytelnicy mogli nawet pomyśleć, że firma lada dzień zbankrutuje, bo przecież 4 mld dolarów to góra forsy. Czy Coca-Cola coś straciła? Wizerunkowo, pewnie tak, chociaż nawiązując do starego powiedzenia „nikt nazwy nie przekręcał”. Od strony finansowej firma najprawdopodobniej wyszła z „kryzysu” bez większego szwanku. Na ten moment nie ma żadnych twardych danych na temat spadku sprzedaży Coca-Coli. Wyniki poznamy dopiero za kilka miesięcy, przy okazji raportu finansowego za III kwartał.

Screenshoty z polskich portali informacyjnych.
„Kliki” z pewnością się zgadzały, więc nikt nawet się nie zająknął, żeby cokolwiek prostować. A szkoda. Na koniec dwie ciekawostki, które w mediach kompletnie przemilczano. Po pierwsze, Coca-Cola jest producentem nie tylko słodkiego napoju, ale też wody butelkowanej pod różnymi markami (swoją drogą ciekawe, kto był producentem wody poleconej przez Ronaldo?). Po drugie, kurs akcji szybko odrobił straty z nawiązką. Obecnie za jedną akcję Coca-Coli trzeba zapłacić nieco ponad 57 USD, czyli blisko 2 proc. więcej niż przed całą aferą. Jeśli ktoś więc sprzedał akcje pod wpływem doniesień o stracie 4 mld USD, teraz może czuć lekki niesmak.
Psst, chcą przejąć CD Projekt!
Nową odsłoną wakacyjnej gonitwy za „klikami” jest temat rzekomego przejęcia CD Projektu przez Netflix. Dodajmy, to nie pierwszy raz, kiedy największe polskie studio jest wystawiane przez media na sprzedaż. W ubiegłym roku jeden z serwisów growych zasugerował, że szykuje się wielkie przejęcie, ponieważ w transakcjach pakietowych ktoś kupił 10 tys. akcji po cenie o 40 proc. wyższej od rynkowej. Żeby lepiej zobrazować kuriozum sytuacji, sprawa dotyczyła pakietu odpowiadającego za mniej niż 0,01 proc. wszystkich akcji spółki.
W tym tygodniu pretekstem do sensacji okazał się środowy felieton Tae Kima w Bloombergu. Autor na co dzień pisze o spółkach technologicznych. O grach czy samej branży gamedev raczej sporadycznie. Sam felieton dotyczył Netfliksa, który zapowiedział wejście w branżę gier wideo. Autor luźno wspomniał, że jego zdaniem idealnym kandydatem do przejęcia mógłby być CD Projekt, który po wpadce z Cyberpunkiem liże rany, a jego wycena jest dużo niższa niż jeszcze rok temu. Obie firmy współpracowały niedawno przy evencie pod nazwą WitcherCon. W materiale nie pojawiły się jednak żadne konkrety, że coś jest na rzeczy. Mimo to niektóre polskie serwisy zwietrzyły okazję i z wielką pompą obwieściły, że Netflix przejmie CD Projekt.
Bloomberg to poważne i cenione źródło informacji na całym świecie. Warto jednak pamiętać, że forma felietonu rządzi się swoimi prawami. Do przemyśleń i opinii autora trzeba podejść z odpowiednim dystansem. I właśnie tego dystansu mediom najwyraźniej zabrakło. Jeśli ktoś w czwartek rano spróbował zagrać pod newsa o przejęciu, to mógł naciąć się na stratę, bo w już piątek cena akcji zbliżyła się do poziomów z momentu publikacji felietonu.
Celowo nie podaję nazw serwisów i redakcji, bo nie o to tu chodzi. Problemem jest wyścig po „kliki” za wszelką cenę, który w wypadku mediów biznesowych może nie tylko wypaczać rzeczywistość, ale też prowadzić do realnych strat u inwestorów.
Na koniec ciekawostka. Jak udało mi się ustalić, żadna z redakcji, które szumnie ogłosiły „przejęcie”, nie próbowała zweryfikować newsa w dziale relacji inwestorskich CD Projektu.
– Żadne rozmowy z Netfliksem nie są prowadzone, nie jesteśmy też zainteresowani tego typu transakcją – chcemy pozostać niezależni i nadal rozwijać grupę – powiedziała StockWatch.pl Karolina Gnaś, dyrektor ds. relacji inwestorskich CD Projektu.