Na pierwszy rzut oka wykres kieleckiego dewelopera jest jak polski film – nuda, nic się nie dzieje. Ale głęboko w tle rozgrywa się pojedynek popytu z podażą, z tym że w zwolnionym tempie i na razie bezgłośnie, jak na niemym filmie.
Przez ostatnie trzy miesiące kurs Echo tkwi w trendzie bocznym, a próby wydostania się ze strefy cenowej 5,75-6,20 jak dotąd były natychmiast ukracane. Widać jednak, że popyt odzyskał kontrolę nad sytuacją i nie dopuszcza do pogłębienia przeceny. Z pojedynku, który miał miejsce w połowie marca to właśnie kupujący wyszli zwycięsko.
Z nieco szerszej, półrocznej perspektywy też widać próby odzyskiwania inicjatywy przez popyt. Na przyzwoitym wolumenie została pokonana linia przyspieszonych spadków, kurs wykonał książkowy ruch powrotny, a potem znów utkwił w bezruchu.
Tym razem kurs zbiera siły do konfrontacji z mniej stromą linią łączącą szczyty z ostatnich miesięcy. Ewentualne jej pokonanie pozwoliłoby na rozbudowanie odreagowania w kierunku 6,80 zł, lecz na chwilę obecną brak przesłanek ku realizacji tego scenariusza.