
6 cennych wskazówek, jak korzystać z rekomendacji maklerskich
Wokół raportów opracowywanych przez analityków z domów maklerskich, zwieńczonych zaleceniem kupuj/sprzedaj i konkretną cena docelową, narosło bardzo dużo mitów. W niektórych można znaleźć ziarno prawdy, a nawet więcej niż ziarno, bo trzeba uczciwie przyznać, że rekomendacje mają też swoje wady. Warto być ich świadomym, bo tylko w ten sposób będziemy w stanie mądrze korzystać z raportów i czerpać z nich to, co najlepsze i najcenniejsze.
Rekomendacje? A na co to komu?
Na wstępie warto przypomnieć, czym są rekomendacje. To wielostronicowe raporty analityczne, omawiające sytuację fundamentalną spółki i jej otoczenie biznesowe. Rekomendacje zawierają historyczne dane finansowe oraz prognozy, na podstawie których sporządzana jest wycena. Zazwyczaj każdy raport podsumowywany jest ceną docelową oraz zaleceniem dla inwestora, na przykład kupuj, akumuluj, trzymaj lub sprzedaj. Niestety, podobnie jak większość internautów czyta i komentuje tylko nagłówki, tak inwestorzy całą swoją uwagę skupiają na cenie i zaleceniu. Czy słusznie? Nie trudno się domyślić, ale o tym szerzej w dalszej części materiału.
Na rynku wiedza jest na wagę złota. Dlatego z założenia im więcej dobrze opracowanych raportów i im szersze pokrycie rynku, tym lepiej. Co roku w Polsce biura maklerskie wydają łącznie około tysiąca raportów dotyczących spółek notowanych na warszawskiej giełdzie. Sporo, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że na rynku głównym GPW i NewConnect mamy nieco ponad 800 emitentów. Teoretycznie każda firma może liczyć na raport. Jednak w praktyce pokrycie analityczne koncentruje się na największych i najpłynniejszych podmiotach. Na szczycie listy są reprezentanci indeksu WIG20. Tu każda spółka może liczyć na raporty z kilku, a nawet kilkunastu biur maklerskich. Znacznie skromniej prezentuje się sytuacja wśród reprezentantów mWIG40, a najgorzej w gronie sWIG80 i NewConnect, czyli w ulubionych segmentach inwestorów indywidualnych. Tu tylko pojedyncze giełdowe maluchy mogą liczyć na regularne opracowania. W ostatnich latach sytuację poprawił Giełdowy Program Wsparcia Pokrycia Analitycznego finansowany przez Giełdę Papierów Wartościowych w Warszawie, który zobowiązał czołowe biura maklerskie do regularnych analiz najmniejszych emitentów. Bieżąca edycja (GPWPA 3.0) zapewniła pokrycie 65 spółkom z rynku głównego i NewConnect (z wyłączeniem spółek z indeksu WIG20), które na koniec maja 2021 roku w ciągu ostatnich 12 miesięcy nie były przedmiotem analiz zawierających wycenę i rekomendację kierunkową lub były przedmiotem analiz sporządzanych przez maksymalnie jednego analityka. Dodatkowymi kryteriami były kapitalizacja spółki na poziomie co najmniej 50 mln zł oraz wskaźnik free float powyżej 20 proc.
Nie patrz na cenę docelową
Wokół rekomendacji narosło bardzo dużo mitów i złych nawyków. Najwięcej z nich dotyczy ceny docelowej akcji. Przeciętny inwestor lekturę raportu rozpoczyna właśnie od tzw. targetu lub take profit i porównania do bieżącego kursu na rynku. Im większa różnica, tym większe emocje. Niestety, tu pojawia się też najwięcej nieporozumień, ponieważ wielu przyjmuje wycenę z rekomendacji za swego rodzaju pewnik, bo skoro „jakaś mądra głowa tak wyliczyła, to tak będzie”. Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana. Poziom docelowy wyznaczony przez analityka oparty jest o szereg założeń i prognoz. Jeśli któreś z nich nie zrealizuje się, cena akcji wcale nie musi dotrzeć do zakładanego poziomu. To jak z kostkami domino, gdzie w długim ciągu jeden błąd zatrzymuje całą reakcję.
– W rekomendacjach analityków cena docelowa jest najmniej istotnym parametrem wynikającym z serii mniej lub bardziej trafnych założeń, co nie znaczy, że nie są one przydatne. Rekomendacje dość często pozwalają poznać biznes i jego otoczenie, czynniki zewnętrzne kształtujące wyniki, oczekiwania i w konsekwencji wycenę rynkową. Drobni inwestorzy często rozumieją zachodzące zjawiska z opóźnieniem, kiedy rynek już dawno uwzględnił je w kapitalizacji – komentuje Paweł Bieniek, szef działu analiz StockWatch.pl.
Obiektywna wycena nie istnieje
Kontynuując wątek wyceny warto dodać, że jest ona w dużej mierze zależna od analityka i jego podejścia do spółki. W praktyce nie ma żadnych ścisłych wytycznych, jakie wagi stosować w metodzie zdyskontowanych przepływów pieniężnych (DCF – Discounted Cash Flows). Warto o tym pamiętać, bo zmiana choćby jednego parametru potrafi wywrócić wycenę do góry nogami.
Zmiana analityka w DM BDM (był Krystian Brymora, jest Krzysztof Pado) i radykalna zmiana rekomendacji dla Elektrotimu (spadek z 11,00 zł na 6,79 zł).
Najciekawsze jest to, że wynika to głównie ze zmiany … grupy porównawczej.
Wniosek – każda analiza ma dużą dozę subiektywizmu. pic.twitter.com/1wPCxIw8hc
— Paweł Malik (PortalAnaliz.pl) (@PawelMalik_GG) October 18, 2022
Obiektywna wycena nie istnieje, ponieważ dobór konkretnych wartości jest w dużej mierze uznaniowy i wynika z doświadczenia (warsztatu) konkretnego analityka. W efekcie zdarza się, że na rynek w niemal w tym samym czasie trafiają skrajnie różne rekomendacje (kupuj i sprzedaj) dla tej samej spółki. W takich sytuacjach warto zapoznać się z założeniami wyceny i argumentacją analityków.
kochani sa ci analitycy
JSW
9.04.2021, Santander, SPRZEDAJ -> 16 zl
15.04.2021, mBank, KUPUJ -> 48,09 zl— panpanda (@realpanpanda) April 15, 2021
Dodatkowo na wyceny rzutują też nastroje na rynku lub w konkretnej branży, a te potrafią być bardzo zmienne. Świetnym przykładem jest „ochłodzenie” w rekomendacjach spółek gamingowych jakie miało miejsce na przełomie 2020/2021 r., czyli po nieudanej premierze Cyberpunka.
– Wycena spółek to temat rzeka. Z perspektywy wieloletnich przepływów to, czy analityk X wycenia spółkę Y na 27,75 zł albo 28,22 zł wydaje się żartem. Kto dokonał wielu wycen DCF w swoim życiu doskonale wie, że modele są bardzo podatne na konkretne parametry. W związku z tym tak naprawdę odpowiednio nimi manipulując jesteśmy w stanie uzyskać wycenę jaką oczekujemy – mówi Przemek Staniszewski, analityk fundamentalny, inwestor.
Dlatego inwestor jeśli już musi patrzeć na wycenę z rekomendacji, to powinien też zwracać uwagę na analizę wrażliwości w zależności np. od stopy dyskontowej (szczególnie teraz) czy wzrostu po okresie prognozy. Po drugie, warto sięgać do wcześniejszych rekomendacji danego analityka i sprawdzać, czy wagi użyte w DCF są takie same. Bywa, że zmiana ceny docelowej to efekt właśnie modyfikacji jakiegoś parametru w DCF-ie. Po trzecie, inwestor powinien sprawdzać, czy spółki zastosowane w metodzie porównawczej faktycznie do tego się nadają. Czasem niuanse decydują, że firmy z pozoru z tej samej branży mają zupełnie nieporównywalne modele biznesowe, a więc z założenia wnioski wyciągnięte na tej podstawie będą błędne.
– Wagi w DCF-ie zależą od spółki, oceny biznesu i „momentu”, czyli na jakim etapie rozwoju jest dana spółka. Tu każdy analityk ma swoje podejście. Niemniej tajemnicą poliszynela jest, że jeśli analityk chciałby podciągnąć wycenę, to metoda porównawcza daje do tego największe możliwości – komentuje analityk chcący zachować anonimowość.
Poznaj i zrozum biznes
Warren Buffett powiedział kiedyś, że nie inwestuje w biznes, którego nie rozumie. Dlaczego przytaczamy akurat ten cytat z najsłynniejszego inwestora na świecie? Odpowiedź jest prosta. Rekomendacje to dla inwestorów indywidualnych kopalnia wiedzy. Raporty zawierają obszerną część opisującą biznes spółki oraz branżę, w której działa. Przeważnie to kilka, kilkanaście, a niekiedy nawet kilkadziesiąt stron pogłębionego researchu. Znajdziemy tu wszystkie istotne informacje dotyczące konkretnej spółki, tego jak działa, jak zarabia, jakie są jej mocne i słabe strony, a także na jakie ryzyka jest narażona. Do tego inwestor dostaje big picture, czyli analizę branży, konkurencji na rynku czy najistotniejszych trendów. Całość opracowana nie tylko na bazie raportów spółki czy ogólnie dostępnych informacji, ale także raportów i analiz zagranicznych instytucji, przeważnie niedostępnych dla inwestorów indywidualnych. To właśnie od tej części inwestorzy powinni zaczynać lekturę rekomendacji, a szczególnie ci, który dopiero poznają spółkę lub planują w nią zainwestować.
– Osobiście nie pałam zbytnią miłością i zaufaniem do wycen prezentowanych w rekomendacjach analitycznych. Nie zmienia to jednak faktu, że najczęściej warto się z takimi dokumentami wnikliwie zapoznać. Zalecam jednak skupienie się na opisie biznesu, szansach i zagrożeniach, czy ocenie przyszłości, jaka rysuje się przed analizowaną spółką. Czasami w rekomendacjach znajdziemy też informacje odnoszące się do innych raportów, które pozwolą nam lepiej zrozumieć dane przedsiębiorstwo czy biznes, który prowadzi – mówi Przemek Staniszewski, analityk fundamentalny, inwestor.
Dla inwestorów dobrze zorientowanych w biznesie spółki to z kolei świetna okazja do wyrobienia sobie zdania na temat jakości rekomendacji i researchu. Solidnie wykonane rekomendacje przeważnie nie przechodzą bez reakcji na kursie akcji. Dlatego warto mieć na nie oko i orientować się, kto analizuje najlepiej. Na rynek trafiają też słabsze jakościowo raporty. Czerwona lampka powinna zapalić się szczególnie w tych sytuacjach, gdy cena rażąco odbiega od kursu rynkowego, a opis biznesu i branży w rekomendacji bazuje na informacjach żywcem wyjętych z prezentacji spółki.
Korzystaj z prognoz
Kolejnym istotnym elementem każdej rekomendacji są prognozy. Analitycy bazując na informacjach ze spółki, trendach i własnym doświadczeniu budują modele, które pozwalają oszacować przyszłe wyniki. Oczywiście trzeba mieć świadomość, że nawet długie godziny analiz i researchu nie gwarantują sukcesu. Po drodze mogą wydarzyć się pozytywne i negatywne niespodzianki (odpisy, zdarzenia jednorazowe, zmiany w przepisach). Innym dobry przykładem jest początek 2020 r. i początek pandemii, która wywróciła modele biznesowe do góry nogami. Mimo to warto śledzić prognozy wyników, bo stanowią istotny punkt odniesienia.
– Warto porównywać prognozy finansowe, które są podstawą wyceny spółki w rekomendacjach z różnych biur maklerskich. Wraz z analizą danych można wyciągać wnioski choćby do tego, czy wyniki za dany kwartał (lepsze/gorsze od konsensusu) będą miały istotny wpływ na wartość, czy są tylko szumem informacyjnym – mówi Paweł Bieniek, szef działu analiz StockWatch.pl.
Weryfikuj z własnymi założeniami
Rekomendacje świetnie nadają się do weryfikacji własnych analiz i założeń. Warto pamiętać, że analitycy biur maklerskich na bieżąco śledzą wydarzenia w spółce, regularnie uczestniczą w konferencjach i mają bezpośredni kontakt z zarządem, czyli informacje z pierwszej ręki. Dane z rekomendacji można porównywać, konfrontować i wyciągać ciekawe wnioski.
– Bardzo ważny jest aspekt edukacyjny. Rekomendacje pozwalają zrozumieć, jak profesjonalni inwestorzy kalkulują wartość. Weźmy pod uwagę najbardziej popularny błąd – porównywanie gruszek z jabłkami, czyli porównywanie wskaźników C/Z opierających się na przyszłym wyniku rozważanej spółki i ze spółkami na historycznych zyskach. Rynek zawsze patrzy w przód, więc jedynym sensownym działaniem jest porównywanie wskaźników na przyszłych zyskach dla wszystkich spółek – dodaje Paweł Bieniek.
Czytaj to, co jest drobnym druczkiem
Być może dla niektórych inwestorów będzie to niespodzianka, ale raporty analityczne często sporządzane są na zamówienie samej spółki. Informację na ten temat znajdziemy na końcu raportu w tzw. ujawnieniach, które przeważnie pisane są drobnym druczkiem. Zgodnie z przepisami, biura maklerskie są zobligowane do podania informacji dot. ew. konfliktu interesów oraz ryzyka związane z raportem. To oznacza, że muszą np. wskazać czy posiadają długie lub krótkie pozycje na akcjach spółki lub czy świadczą inne usługi – uczestniczą przy emisji akcji lub brały udział w konsorcjum organizującym IPO emitenta. Warto o tym pamiętać, bo jak pokazuje praktyka, gdy brokera i zleceniodawcę łączy więź „interesów” trudniej o zalecenie „sprzedaj” niż „kupuj”. Niestety. Dlatego inwestorzy – szczególnie ci początkujący – powinni wręcz pomijać to, co jest na samym początku, czyli zalecenie i cenę docelową akcji, i skupić się na analizie uzasadnienia wyceny.

Przykładowy fragment rekomendacji dot. ew. konfliktu interesów.