Od trzęsienia ziemi rozpoczęła się poniedziałkowa sesja na giełdzie w Warszawie i innych europejskich parkietach. O godzinie 09:45 indeks WIG20 miał wartość 1.261 pkt., spadając o 7,68 proc., przełamując minimum z czwartku (1.305 pkt.), wyznaczając nowe 11-letnie minima i zatrzymując się zaledwie 5 pkt. powyżej minimum z 2009 roku (1.258 pkt. vs. 1.253 pkt.). Tym samym z piątkowego odbicia, które w pewnym momencie wywindowało indeks o 10,5 proc., a ostatecznie zakończyło się wzrostem o 4,6 proc., nic nie zostało. W tym samym czasie WIG spadał o 6,56 proc. do 36.094 pkt., mWIG40 o 6,73 proc. do 2.689 pkt., a sWIG80 o 4,76 proc. do 9.117 pkt.
Równie mocno tracą wszystkie europejskie indeksy, z których większość leci w dół o 6-8 proc. Po trzech kwadransach handlu niemiecki DAX tracił 7,5 proc. francuski CAC40 spadał o 8,8 proc., węgierski BUX o 7,5 proc., włoski FTSE MIB o 8 proc., a giełda w Londynie traciła aż 9,9 proc.
Inwestorzy wyprzedają akcje w reakcji na dalsze szybkie rozprzestrzenianie się koronawirusa w Europie, która obecnie staje się epicentrum epidemii. Jak również reagując na coraz drastyczniejsze środki, po jakie sięgają poszczególne rządy, żeby walczyć z epidemią. Takim środkiem jest wprowadzony w Polsce stan zagrożenia epidemicznego, co doprowadziło m.in. do zamknięcia sklepów poza tymi sprzedającymi żywność, czy bardzo liczne ograniczenie w prowadzeniu działalności usługowej. I można oczekiwać, że to jeszcze nie koniec. Na tę chwilę wydaje się prawdopodobne, że wkrótce Polska i kilka innych państw, może pójść ścieżką Czech i zostanie wprowadzona kwarantanna dla wszystkich mieszkańców, za wyłączeniem dojazdów do pracy, wizyty u lekarza i wyjścia do sklepu.
Jednocześnie nastrojów nie zdołała poprawić niedzielna nadzwyczajna decyzja amerykańskiej Rezerwy Federalnej o cięciu stóp procentowych do 0,0-0,25 proc. z 1,00-1,25 proc. i skupie papierów wartościowych o wartości minimum 700 mld USD, czy też odbywające się również poza regularnymi posiedzeniami decyzje o silnym luzowaniu polityki monetarnej m.in. przez Bank Kanady, Bank Rezerw Nowej Zelandii, Bank Japonii i Bank Korei Południowej. Nie pomaga też prawdopodobna jutrzejsza decyzja o obniżeniu stóp procentowych w Polsce o 50 punktów bazowych przez Radę Polityki Pieniężnej, podczas jej wtorkowego roboczego posiedzenia. Ba, wydaje się nawet, że te działania mogły inwestorów dodatkowo wystraszyć. Bo skoro banki centralne sięgają po tak ogromne środki, to faktycznie musi być źle.
W sytuacji kiedy luzowanie polityki monetarnej nie pomaga, dopiero zaplanowane na wtorek przedstawienie przez rząd projektu „paktu na rzecz stabilizacji i bezpieczeństwa gospodarki”, może nieco uspokoić sytuację. Wprawdzie to raczej nie zatrzyma spadków, ale ma szanse je wyhamować.
Dziś na GPW najmocniej tracą na wartości spółki, które po wprowadzeniu stanu zagrożenia epidemicznego w Polsce, w praktyce nie mogą prowadzić normalnej działalności. Akcje CCC tanieją o 21,2 proc. do 29,94 zł, kurs Forte spada o 15 proc. do 13,50 zł, LPP o 11,7 proc. do 4242 zł, a AmRestu o 11,1 proc. do 20 zł.
W tym miejscu rodzi się pytanie, czy tak głęboka przecena na giełdzie to okazja inwestycyjna? Wątpliwe. Wiele wskazuje na to, że ograniczenia w Polsce mogą potrwać nawet do końca kwietnia. To nie tylko odbije się na wynikach, ale w przypadku wielu słabszych spółek może oznaczać nawet walkę o przetrwanie. To w jak trudny okres wkraczamy dostrzegają już analitycy, którzy bardzo mocno tną prognozy wzrostu gospodarczego dla Polski na ten rok. I tak wg Credite Agricole PKB urośnie tylko o 1,2 proc. wobec 4,1 proc. w 2019 roku i 5,1 proc. w 2018 roku. Analitycy Citi Handlowy prognozują natomiast, że szok pandemiczny obniży tempo wzrostu PKB do zaledwie 0,9 proc. w 2020 roku.