Ostatnie wydarzenia w notowanym na NewConnect Uboat-Line wprawiły w osłupienie nawet najstarszych inwestorów giełdowych. W piątek około godziny 13:00 spółka poinformowała, że Grzegorz Misiąg – prezes i jednocześnie główny akcjonariusz – złożył rezygnację z funkcji. W oświadczeniu nie podano przyczyny rezygnacji. Zmiana na stanowisku prezesa nie wzbudziłaby większych emocji, gdy by nie okoliczności, w jakich nastąpiła.
Na ostatniej sesji ubiegłego tygodnia zachowanie kursu akcji Uboat-Line wskazywało, że coś się święci. Papiery od pierwszych minut piątkowych notowań drożały w dwucyfrowym tempie, mimo że kanał ESPI spółki świecił pustkami. Dopiero nieco ponad kwadrans po godzinie 11:00 pojawił się raport bieżący w sprawie transakcji z udziałem Grzegorza Misiąga. Według komunikatu, prezes spółki zbył poza rynkiem regulowanym w ramach umowy cywilnoprawnej pakiet 4.876.500 akcji Uboat-Line. Cenę sprzedaży jednego waloru ustalono na 0,10 zł. W czwartek na zamknięciu sesji kurs akcji wynosił 0,33 zł. W sumie prezes Misiąg zainkasował blisko 0,5 mln zł, a jego zaangażowanie w akcjonariat spadło z nieco ponad 50 proc. do 8,7 proc. (990.273 akcji). Piątkową sesję akcje spółki zakończyły wzrostem o blisko 57,6 proc. do 0,52 zł. Wydarzenia odbiły się także na notowaniach obligacji. Papiery UBT0415 potaniały o 23,23 proc. do 38 proc. w. nom., a UBT0915 podrożały o 5 proc. do 31,5 proc. w. nom.>> Dokument z informacją o transakcji znajdziesz tutaj
Jednak o tym, że do transakcji doszło część inwestorów dowiedziała się w czwartek wieczorem z serwisu Facebook. Zbigniew Stonoga poprzez wpis na swoim profilu w serwisie poinformował, że jedna z jego spółek kupiła akcje od Grzegorza Misiąga. Biznesmen nabywając pakiet akcji stwierdził, że firma jest rozwojowa, ale marnie zarządzana. Zadeklarował, że po sfinalizowaniu transakcji będzie domagał się rezygnacji obecnego prezesa. W dalszej części wpisu Stonoga zaoferował możliwość kupienia akcji po cenie 1 zł sztuka. Chętni mieli wpłacać środki na rachunek inny niż Uboata, a mianowicie na konto należącej do biznesmena firmy Stark AVG Sp. z o.o. Ostatecznie w sobotę Stonoga zamieścił filmik, w którym powiedział, że czasowo wycofuje się z opcji odsprzedaży akcji.

Źródło: facebook.com/pierydolefiskusa.stonoga
Postawa Grzegorza Misiąga i Zbigniewa Stonogi spotkała się z ostrą krytyką ze strony drobnych inwestorów i obligatariuszy. Na forach internetowych przebieg transakcji, okoliczności jej towarzyszące oraz sposób informowania określono jako skandaliczne. Lista poważnych naruszeń prawa, głównie ustawy o ofercie publicznej, jest długa. Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych wystąpiło do Komisji Nadzoru Finansowego z wnioskiem o weryfikację, czy doszło do złamania przepisów. Jako najbardziej rażące naruszenia wskazało m.in.:

Dzięki Zbigniewowi Stonodze Grzegorz Misiąg nie martwi się problemem zapadających w tym roku obligacji na kwotę 8,4 mln zł. (Źródło: Facebook)
- prowadzenie oferty publicznej papierów wartościowych bez wymaganego memorandum informacyjnego lub prospektu emisyjnego,
- manipulację instrumentem finansowym poprzez rozpowszechnianie za pomocą internetu fałszywych lub nierzetelnych informacji albo pogłosek, które wprowadzają w błąd w zakresie akcji Uboat-Line, przez osobę, która wiedziała lub przy dołożeniu należytej staranności mogła się dowiedzieć, że są to informacje nieprawdziwe lub mogące wprowadzać w błąd,
- manipulację instrumentem finansowym poprzez uzyskiwanie korzyści majątkowej z wpływu opinii dotyczących spółki i akcji Uboat-Line wyrażanych w internecie na cenę posiadanych instrumentów finansowych, jeśli nie został publicznie ujawniony w sposób pełny i rzetelny występujący konflikt interesu.
Stonoga nie pozostał dłużny SII. W jednym z kolejnych wpisów skrytykował stowarzyszenie i zbagatelizował całą sprawę, tłumacząc transakcję jako zwykłą umowę cywilnoprawną. Jednocześnie nie odniósł się merytorycznie do zarzutów dotyczących naruszeń ustawy o ofercie publicznej. Co ciekawe, pod postem w serwisie społecznościowym „odważnie” wypowiedział się sam Grzegorz Misiąg, jednak jego wpis szybko zniknął. Jeden z użytkowników forum StockWatch.pl zdążył uwiecznić jego wypowiedź.

Źródło: Ustawa z dnia 29 lipca 2005 r. o ofercie publicznej i warunkach wprowadzania instrumentów finansowych do zorganizowanego systemu obrotu oraz o spółkach publicznych
Zbigniew Stonoga jest znany przede wszystkim jako biznesmen z Lubelszczyzny, który walczy o zwrot 1,9 mln zł podatku VAT. Wcześniej Stonoga był dilerem Fiata, posiadał salony w Zamościu i Warszawie. Po niekorzystnej decyzji Urzędu Skarbowego rozpoczął walkę, a jego sztandarowe hasło „Pierydole fiskusa i złodziei z Wiejskiej” (literówka była celowym zabiegiem, by uniknąć oskarżenia) obiegło całą Polskę. Ostatecznie biznesmen musiał zamknąć salon i zwolnić kilkudziesięciu pracowników. Stonoga w internecie jest znany z kontrowersyjnych wystąpień i filmików zamieszczanych w serwisie YouTube, głównie piętnujących negatywne przykłady działania organów administracji państwowej. W serwisach społecznościowych ma wielu wiernych fanów popierających jego batalię z fiskusem.
W tym kontekście zaangażowanie Stonogi, jako osoby pokrzywdzonej przez aparat państwowy, kłóci się z uwikłaniem w sprawę Uboat-Line. Biznesmen zapewne zdaje sobie sprawę, że w największym stopniu pomógł Grzegorzowi Misiągowi w łatwy sposób pozbyć się dużego problemu – długów. Uboat-Line to spółka publiczna, z istotnym udziałem drobnych inwestorów. Tak zwana „ulica” uwierzyła słowom byłego już prezesa i zainwestowała swoje oszczędności w akcje i obligacje spółki. W kwietniu i październiku 2013 roku Uboat-Line uplasował dwie serie obligacji za łączną kwotę 8,4 mln zł. Wśród nabywców sporą grupę stanowili inwestorzy indywidualni. Można w tym miejscu powiedzieć, że świadomie podjęli ryzyko, bo obligacje to też instrument obciążony ryzykiem. Jednak problem w tym, że Grzegorz Misiąg do samego końca okłamywał rynek co do faktycznej sytuacji w spółce.

Grzegorz Misiąg jeszcze w listopadzie 2014 roku deklarował, że Uboat-Line nigdy nie miał się lepiej.
Gorąco wokół Uboata zrobiło się latem ubiegłego roku, gdy kurs akcji z sesji na sesję schodził na coraz niższe poziomy. We wrześniu przypadał termin wykupu obligacji o wartości 650 tys. zł. Jednak zapobiegliwy prezes kilka miesięcy wcześniej zaczął wyprzedawać akcje. W czerwcu 2014 roku zbył poza rynkiem 0,5 mln walorów po 4 zł za sztukę, a później przeprowadził szereg transakcji na NewConnect. W efekcie notowania zjechały z blisko 5 zł do ok. 80 groszy. We wrześniu czarę goryczy przelał komunikat o emisji nowych akcji skierowanej do głównego akcjonariusza, który zadeklarował objęcie papierów za gotówkę, ale po cenie emisyjnej na poziomie 1,05 zł. W rezultacie Misiąg kosztem pozostałych akcjonariuszy zasilił kasę spółki kwotą 5,1 mln zł. Co ciekawe, prezes zwlekał z rejestracją akcji z nowej emisji aż do stycznia. W tym czasie istniało ryzyko, że nagle zmieni zdanie w kwestii objęcia akcji i wycofa kapitał. Ostatecznie obligacje za 0,65 mln zł zostały wykupione bez problemu, ale gotówki nie starczyło na długo. Na przełomie roku Uboat miał problem z zebraniem 106 tys. zł na wypłatę odsetek od obligacji.
W całej sprawie jest jeszcze jeden bulwersujący wątek. Prezes wyprzedając walory, wbrew wcześniejszym obietnicom, zszedł poniżej progu 50 proc. Dopiero po zarejestrowaniu nowych akcji z wrześniowej emisji wrócił powyżej tego progu. Tymczasem zgodnie warunkami emisji obligacji serii B i C, zejście Misiąga poniżej 50 proc. w akcjonariacie Uboat-Line dawało obligatariuszom prawo do żądania wcześniejszego wykupu. Część z nich skorzystała z tej opcji i wystąpiła o zwrot pieniędzy. Prezes Misiąg nie tylko nie spełnił ich żądań, ale też rozpoczął kampanię, w której oskarżał akcjonariuszy i obligatariuszy o rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji. Jeden z przekazanych w piątek komunikatów dotyczył roszczeń obligatariuszy. Uboat-Line przyznał, że otrzymał pozew o zapłatę wraz z nakazem zapłaty wydanym w postępowaniu upominawczym przez warszawski sąd. Sprawa dotyczy obligacji o wartości nominalnej 100.531 zł.
Uboat-Line w pierwszej połowie 2013 roku imponował wynikami i wzrostem kursu akcji – ich cena wzrosła z około 1 zł do ponad 14 zł. W akcjonariacie pojawiły się nawet instytucje finansowe. Spółka prężnie się rozwijała i raportowała świetne wyniki ze sprzedaży biletów na przeprawy promowe. Prezes Misiąg wielokrotnie przekonywał, że dynamiczny wzrost będzie kontynuowany.
– Uboat-Line jest na etapie bardzo dynamicznego rozwoju i sądzę, że na nim pozostanie jeszcze długo. Nasza oferta dla rynku jest bardzo atrakcyjna, systematycznie pozyskujemy nowych klientów, a równocześnie nadal nasz udział w europejskim rynku jest bardzo niski. Mamy więc jeszcze ogromne pole do dalszego rozwoju. – przekonywał we wrześniu 2013 roku Grzegorz Misąg w jednym z wywiadów dla StockWatch.pl.
Momentem przełomowym okazało się sprawozdanie za IV kwartał 2013 r. Po publikacji wyników kurs akcji runął na jednej sesji o ponad 38 proc. Inwestorzy zamiast kolejnego raportu z dwucyfrową dynamiką zysków otrzymali blisko 56-tys. stratę netto. Słaby wynik kwartalny roztrzaskał także wizję realizacji podniesionej prognozy czystego zysku. W kolejnych kwartałach wśród inwestorów komentujących sytuację na forum obligacji pojawiły się obawy o rosnące należności oraz że spora ich część może nie być ściągalna. Spekulowano, że spółka sprzedała dużą pulę biletów, ale nigdy nie otrzymała za nie gotówki. Uboat uciął domysły w połowie listopada. Według stanu na koniec września sytuacja finansowa spółki pod tym względem nie wyglądała źle, bo z kwoty 44 mln zł należności przeterminowanych było jedynie 11 proc., z czego tylko 3 proc. powyżej trzech miesięcy.

Źródło: Odpowiedzi na pytania akcjonariuszy opublikowane w raporcie bieżącym nr. 44/2014
Zasłoną dymną okazały się pomysły na rozwój biznesu i akwizycje. Jeszcze w listopadzie ubiegłego roku Uboat-Line kupił udziały w trzech firmach. Pierwsza miała się zajmować windykacją i restrukturyzacją zobowiązań kredytowych, druga działalnością w zakresie baz hotelowych, uzdrowisk i aquaparków, a trzecia wytwarzaniem i dystrybucją energii elektrycznej. Na dwa miesiące przed rezygnacją, prezes szedł w zaparte, że Uboat-Line nigdy nie miał się lepiej.