Po blisko siedmiu miesiącach od złożenia pierwszego wniosku krakowski sąd ogłosił upadłość obejmującą likwidację majątku Uboat-Line. Syndykiem masy upadłości został dotychczasowy nadzorca sądowy Sylwester Zięciak. Jednocześnie sąd wyznaczył termin na zgłaszanie wierzytelności do 9 grudnia 2015 r. Termin dotyczy też posiadaczy niewykupionych obligacji notowanych na Catalyst.
Sąd zabezpieczył 75 tys. znajdujące się na rachunkach bankowych spółki na poczet kosztów przeprowadzenia procesu likwidacji majątku. Według sprawozdania nadzorcy, w skład majątku spółki wchodzą m.in. dwie nieruchomości o wartości ok. 570-670 tys. zł (obie obciążone hipotekami przewyższającymi ich wartość), auto oraz wyposażenie biurowe. Na chwilę obecną ich wycena jest niemożliwa, ponieważ ruchomości przypuszczalnie znajdują się w miejscu zamieszkania jednego z byłych prezesów spółki. Niestety, już teraz wiadomo, że resztki majątku nie wystarczą do spłaty całego długu, który według wstępnych szacunków opiewa na blisko 17 mln zł.
– Dłużnik posiada wymagalne zobowiązania wobec wielu wierzycieli m.in. wobec pracowników; wobec kredytodawców, wobec posiadaczy obligacji oraz inne na łączną kwotę 16.845.003,86 zł na dzień 17 maja 2015 roku (data sprawozdania finansowego za I kwartał). Kota ta przewyższa o 4.963.681,61 zł wartość majątku dłużnika. – czytamy w decyzji krakowskiego sądu. >> Odwiedź forumowy wątek dedykowany obligacjom Uboat-Line

Grzegorz Misiąg, były prezes, założyciel i główny akcjonariusz spółki Uboat-Line
Wrześniowa decyzja sądu to finał skandalicznej sprawy z udziałem spółki z rynku NewConnect, kojarzonej przede wszystkim z Grzegorzem Misiągiem. Prezes, założyciel i jednocześnie główny akcjonariusz spółki przez wiele miesięcy okłamywał inwestorów co do faktycznej sytuacji finansowej Uboat-Line. Według ustaleń sądu, spółka ze względu na trudności w realizowaniu swoich zobowiązań wobec armatorów już we wrześniu 2014 roku rozpoczęła wygaszanie działalności operacyjnej. W listopadzie 2014 roku, czyli na trzy miesiące przed bankructwem, Grzegorz Misiąg przekonywał, że firma nigdy nie miała się lepiej. Na przełomie stycznia i lutego sprzedał blisko 43 proc. akcji za niecałe 0,5 mln zł. Cena za jeden walor byłą rażąco niższa od rynkowej. Nabywcą okazał się kontrowersyjny biznesmen – Zbigniew Stonoga. Kilka dni później Misiąg sprzedał pozostałą część akcji na rynku, zrezygnował ze stanowiska prezesa i zapadł się pod ziemię.
Ostatecznie zadłużony Uboat-Line 27 lutego wystąpił do krakowskiego sądu z wnioskiem o ogłoszenie upadłości likwidacyjnej spółki. Pełniąca obowiązki prezesa zarządu Agata Żak, oddelegowana do tej funkcji przez radę nadzorczą, jako powód wskazała trwały charakter niewypłacalności. Zejście poniżej 50 proc. udziału w kapitale zakładowym spółki naruszyło warunki emisji obligacji serii B i C (ich łączna wartość to ponad 8,4 mln zł) i otworzyło obligatariuszom drogę do żądania przedterminowego wykupu. Część obligacji była wymagalna już wcześniej, ze względu na ubiegłoroczne naruszenie warunków emisji. Jednak prezes Misiąg przez wiele miesięcy utrzymywał, że żądania są bezpodstawne. O pieniądze upomniał się też BNP Paribas Bank Polska, który zażądał natychmiastowej spłaty kredytów na łączną kwotę blisko 1,5 mln zł.
>> Historię Uboat-Line śledzimy na bieżąco >> Wszystkie najważniejsze informacje na temat spółki znajdziesz tutaj
Aktualnie notowania akcji i obligacji Uboat-Line są zawieszone. Ostatnią transakcję na walorach spółki zawarto 1 lipca po cenie 0,08 zł.