Wg agencji Moody’s, Polska ma nadal rating A2 (odpowiednik A wg pozostałych agencji), choć w ostatnich dniach groziło nam jego obniżenie. Na razie jednak szczycimy się jedną z wyższych ocen kredytowych w regionie. Niestety, nie przekłada się to na koszt, po jakim jesteśmy w stanie pozyskać kapitał.
Jak podała w czwartek Rzeczpospolita, Ministerstwo Finansów otworzyło nową emisję obligacji kierowaną na rynek amerykański. W drodze wyceny ustalono premię na 280 punktów bazowych czyli 2,8 proc. ponad papiery amerykańskie (Rzeczpospolita błędnie podała oprocentowanie). Wartość emisji opiewa na 2 mld USD i jest ona określana jako benchmarkowa, tzn. stanie się na jakiś czas punktem odniesienia dla długu o stałym oprocentowaniu.
Wg Bloomberga rentowność 10-letnich obligacji amerykańskich wynosi 2,38 proc., więc zapożyczamy się po koszcie 5,18 proc. Pomijam fakt, że pożyczanie w dolarach akurat teraz jest ryzykownym ruchem, bo zakłada co najmniej nie osłabienie się złotego w perspektywie dziesięcioletniej – nieznacznie niższy koszt długu w USD wobec rentowności złotowych obligacji wynoszącej 5,67 proc. nie uzasadnia ryzyka walutowego. Jednak to, że musimy zapłacić za kapitał premię 2,8 proc. – tak jak kraje o nominalnym ratingu Baa2 (odpowiednik BBB) oznacza, że w oczach znaczących światowych inwestorów jesteśmy jednak postrzegani jako Lower medium grade, a nie Upper medium grade. Albo po prostu wykorzystują nasze trudne położenie. W przyszłym roku zaczynamy wykupywać znaczne pożyczki zaciągane podczas pierwszej fali kryzysu i pieniądze są potrzebne po każdej cenie.