Od potężnej wyprzedaży akcji na światowych giełdach i załamania cen ropy rozpoczął się drugi tydzień marca. Większość indeksów w Europie traci po 4-6 proc. Najmocniej, bo aż o 9,4 proc. spada indeks giełdy w Mediolanie. Kontrakty na amerykańskie indeksy spadają po 5 proc. Prawdziwy armageddon ma jednak miejsce na ropie. Cena baryłki ropy spada o 22 proc., a dziś już przecena sięgała 30 proc.
Fala panicznej wyprzedaży nie omija Warszawy. Przed południem taniały akcje aż 87,1 proc. wszystkich notowanych tu spółek, podczas gdy tylko 7,5 proc. notowanych było na plusie. Na najniższych poziomach przynajmniej od roku znalazły się walory aż 77 spółek, przy czym wiele z nich było na rekordowo niskich poziomach.
O godzinie 11:36 indeks WIG20 leciał w dół o 5,85 proc. do 1.661 pkt., schodząc już dziś od 1.637 pkt., czyli przełamując minimum z 2016 roku (1.641 pkt.) i testując poziomy nieoglądane od 2009 roku. W tym samym czasie równie potężna przecena była udziałem pozostałych warszawskich indeksów. Reprezentujący szeroki rynek WIG spadał o 5,67 proc. do 46.531 pkt., mWIG40 o 5,25 proc. do 3.420 pkt., a sWIG80 o 5,65 proc. do 11.140 pkt.
Załamanie cen akcji na świecie ma obecnie już dwa źródła. Pierwszym niezmiennie jest strach przed dalszym rozprzestrzenianiem się epidemii koronawirusa. Tu najlepszym przykładem jest Polska, gdzie liczba potwierdzonych przypadków zachorowań wzrosła do 15, a liczba osób pod obserwacją przekroczyła 7 tys. Epidemia już nie tylko budzi obawy przed spowolnieniem gospodarczym, ale takie spowolnienie jest prawie pewne. I to nie tylko w krajach z dużą liczbą zarażeń. Jest prawdopodobne, że recesja dotknie nie tylko Włochy, ale całą strefę euro, a dla Polski będzie oznaczało poważne wyhamowanie wzrostu gospodarczego. Dziś rano jeden z banków obniżył prognozę wzrostu gospodarczego w tym roku w Polsce do 1,6 proc. z 2,8 proc., podczas gdy zgodnie z opublikowanym również dziś przez RPP raportem o inflacji wzrost ten ma sięgnąć 3,2 proc.
To wszystko uświadamia inwestorom, że obecna sytuacja na giełdach to nie jest zwykły katar, który za chwilę minie, ale poważna grypa. Szczególnie, że dziś giełdy niespodziewanie otrzymały kolejny cios. Załamanie na rynku ropy, po tym jak upadło porozumienie producentów ropy odnośnie stabilizowania cen poprzez ograniczenie wydobycia. Zamiast tego rozpoczęła się wojna cenowa pomiędzy Rosją a Arabią Saudyjską, co zagraża stabilności całej branży naftowej. Szczególnie w USA.
Nastroje na giełdach są złe, ale to nie oznacza, że nie mogą być jeszcze gorsze. Szczególnie, że obecna sytuacja coraz bardziej zaczyna przypominać tę znaną z wcześniejszych dużych kryzysów, a na inwestorów nie działa już wizja ścięcia stóp procentowych do zera przez amerykański Fed (pozostałe banki centralne nie mają zbyt wiele amunicji w arsenale), więc i chętnych na potencjalne łapanie dołków zaczyna brakować. Duża jest natomiast kolejka tych, którzy zechcą wycofać pieniądze z funduszy, czy bezpośrednio sprzedać akcje. Dlatego najbliższe miesiące na giełdach nie zapowiadają się dobrze.
Na spadającym rynku nie wszystkie akcje tanieją. Kolejną sesję świetnie radzi sobie spółka Harper, produkująca produkty kosmetyczno-higieniczne. Jej akcje drożeją o 12,3 proc. do 3,47 zł.
Ku zaskoczeniu dobrze też radzi sobie… PKN Orlen. Rano wprawdzie notowania koncernu z Płocka spadły do 49,28 zł z 54,34 zł w piątek na koniec dnia, ale później wróciły do punktu wyjścia i nawet przez pewien czas testowały poziom 56,12 zł, drożejąc o 3,3 proc. Ten wystrzał to nie wypadek przy pracy. Inwestorzy liczą na wyższe marże, po tym jak ceny ropy się załamały, co przełoży się na lepsze wyniki koncernu.