Już dawno na warszawskim parkiecie nie było tak optymistycznie. Po południu indeks blue chipów zyskiwał ponad 4 proc., podobnie jak giełdy w Paryżu czy Frankfurcie. Wzrostami imponowały banki oraz spółki surowcowe, których kursy na poprzednich sesjach mocno pikowały.
Skąd ten nagły optymizm? Wszystko oparte jest na nadziei, że zostanie rozwiązany problem kryzysu zadłużenia w strefie euro. Rynki stawiają na nowy plan, który zakłada zlewarowanie Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej (EFSF), znaczące dokapitalizowanie europejskich banków oraz kontrolowane bankructwo Grecji poprzez redukcję jej długów o połowę.
– Rynki albo uwierzyły, że plan pomocowy będzie realizowany, albo na koniec kwartału mamy zwyczajne strojenie okien – ocenia Piotr Kuczyński, główny analityk Xeliona.
Na razie jednak eksperci rynkowi boją się jasnych deklaracji, czy jest szansa na mocniejsze odreagowanie, czy też mamy do czynienia z kolejnym spekulacyjnym podbiciem.
– Obserwujemy pokłosie tego, że rynek był ostatnio bardzo mocno wyprzedany. Jednak prognozowanie jak długo utrzymają się wzrosty jest bardzo ryzykowne. Na pewno trzeba się mieć na baczności, bo w każdej chwili może pojawić się informacja z Europy czy Stanów Zjednoczonych, która mogłaby wstrząsnąć rynkiem. Cały czas jest duża nerwowość, a to powinno sprzyjać utrzymywaniu się na rynku dużej zmienności – podkreśla Łukasz Wydra, makler UniCredit CA IB.
W końcu mógł odsapnąć złoty, który w ciągu dnia umocnił się do euro o kilka groszy, schodząc w okolice 4,36 zł.
– Złoty nadal będzie podążał w rytm globalnych nastrojów. Sadzę też, że nadal powinien zwracać uwagę graczy z całego świata. Będą oni postrzegali złotego jako walutę dobrą na grę na osłabienie, jeśli sytuacja na świecie się pogorszy. Trzeba jednak pamiętać, że pewną poduszką bezpieczeństwa dla naszej waluty mogą być ewentualne interwencje BGK oraz NBP – zaznacza Piotr Kuczyński.