Pewnego upalnego popołudnia, jakoś tak na początku sierpnia, świat obiegła wiadomość, mrożąca krew w żyłach niejednego szefa koncernu motoryzacyjnego. Niewiele zabrakło, a zostałyby powołane sztaby kryzysowe, odwołane urlopy, a biura stylistyczne i projektowe postawione w stan najwyższej gotowości, by stawić czoła nadchodzącemu zagrożeniu. Sprawcą trzęsienia ziemi okazał się prezes zarządu Veno SA, informujący za pośrednictwem kanału EBI o niebywałym wydarzeniu w branży: faceliftingu prototypowego pojazdu mechanicznego!
Jak zapewniono w komunikacie, przyjęta stylistyka spowodowała efekt optycznej lekkości, korespondując z aktualnymi trendami na świecie *). Sceptykom i malkontentom, próbującym zarzucić mi wyolbrzymianie wpływu Arrinery na świat motoryzacyjny, na wstępie przymknę buzię – znajomość tej marki na świecie jest wręcz kolosalna, co potwierdza nie tylko prezes Kuich, ale i wyszukiwarka internetowa. We wspomnianym komunikacie ujawniona została również nazwa pojazdu mechanicznego, wywodząca się z najlepszych polskich tradycji jazdy wierzchem – Hussarya.
Veno ustami swej spółki zależnej deklaruje czerpanie garściami z tej tradycji i słowa dotrzymuje, karmiąc inwestorów strumieniem informacji jak nie o tytułach naukowych osób, które dotknęły prototyp, to o niezliczonych ofertach dilerów z najbardziej egzotycznych zakątków globu, pragnących sprzedawać ten owoc wyrafinowanej myśli technicznej. Wszystko to jak ulał przypomina piórka, którymi husarzy zdobili swe konie i ubiór, wykazując się przy tym większą powściągliwością aniżeli nasz producent prototypu. Wszak za gąszczem tych piórek nie widać najistotniejszej rzeczy – samego pojazdu. Mam jednak nadzieję, że w zadeklarowanym przez zarząd terminie owa Hussarya zjedzie w końcu z taśmy produkcyjnej i nie wywoła u klientów reakcji takiej, jaką wywoływał oryginał przed wieki – nie zmusi do salwowania się ucieczką.
Pora pochylić się nad twórcą tego sukcesu. Generalnie żywot prezesa Veno ciężki jest. Pragnie człowiek uszczęśliwić świat pojazdem mechanicznym, wydostać Polskę z otchłani innowacyjnej i motoryzacyjnej, uczynić kraj jak nie czołowym, to przynajmniej liczącym się producentem automobili, a co ma w zamian? Ano nóż w plecy i szyderstwa zgrai miernot, atakujących gwałtownie wybitny umysł. W tym miejscu należy usprawiedliwić spółkę Veno, używającą określenia miernota w stosunku do jej tylko znanej osoby – wszak czynili to przed wsparciem akcji „Komentuj. Nie obrażaj”.
Ale wróćmy do wybitnego umysłu. Zamiast skupić się na doborze odpowiedniej gamy lakierów i ocenić załamywanie się światła na poszczególnych płaszczyznach nadwozia przy różnym natężeniu światła, zmuszony jest prezes składać zawiadomienia do KNF o działaniach mających znamiona manipulacji kursem i wytykać pismakom różnej maści braki wiedzy w zagadnieniach rynku kapitałowego oraz zarzucać podawanie fałszywych i nierzetelnych informacji. Przez chwilę zastanawiałem się – skąd prezes czerpie wiedzę o pojawieniu się w sieci fałszywych informacji? Przecież Veno posiada w swoim portfelu spółkę, kreującą wizerunek w wyszukiwarkach internetowych i zajmującą się wydobywaniem na światło dzienne jedynie treści z dużą warstwą lukru, pomijając treści niewygodne. Kilka algorytmów wybawiłoby alergicznie reagującego na nieprzychylne komentarze prezesa od konieczności lektury tychże. A zaoszczędzony w ten sposób czas można byłoby poświęcić na wystosowanie oficjalnego komunikatu, dotyczącego kształtu lusterek bocznych w prototypie lub faktury materiału, który zostanie użyty w poszyciu foteli. Albo zastanowić się nad kolejnym scaleniem akcji, oddalając na jakiś czas perspektywę osiągnięcia przez kurs poziomu, gwarantującego powstrzymanie dalszych spadków.
*) wszystkie dopiski kursywą pochodzą z komunikatów spółki lub oficjalnego bloga Veno SA i Arrinery Automotive SA