Pod koniec wakacji wszyscy zaczęli żyć jakąś nadzieją. Spekulanci liczą na pakiety stymulacyjne i powrót kapitału na rynek akcji, lub przynajmniej na dopływ świeżego narybku inwestorów sparzonych na bursztynowym złocie. Inwestorzy liczą na fundamenty, fuzje, przejęcia i wezwania, albo choćby mocarstwowe plany spółek.
A na co liczą emitenci? Na zbiorową amnezję akcjonariuszy? Na szerzący się analfabetyzm wśród inwestorów? Na nieumiejętność czytania ze zrozumieniem? Ostatecznie na naiwność? Przynajmniej takie wrażenie można odnieść, wertując ostatnie komunikaty spółek o planowanych emisjach. Zamiast fanfar słychać w niej fragmenty III symfonii Beethovena.
Spójrzmy na niesławny dom maklerski IDM SA, walczący podobno z wrogim przejęciem, co prezes Leszczyński powtarza niczym mantrę. Na wrześniowym NWZA planuje się podjęcie uchwał dotyczących podniesienia kapitału poprzez emisję akcji z wyłączeniem prawa poboru dla dotychczasowych akcjonariuszy oraz emisję obligacji zamiennych na akcje. Tę drugą kwestię pomijam – jak pokazuje doświadczenie i sprawa Marcina P., istnieje spore prawdopodobieństwo znalezienia wystarczającej liczby inwestorów, gotowych pozbyć się swoich oszczędności w zamian za obietnicę przyszłych zysków. Tym bardziej, że opór przed powierzeniem pieniędzy maleje wraz ze wzrostem oferowanego oprocentowania.
Potwarzą dla akcjonariuszy jest natomiast uzasadnienie konieczności emisji akcji. Ma być ona zadośćuczynieniem dla kluczowych osób, które nabyły akcje IDMSA pod koniec 2010 roku, lecz nie mogły ich wysypać na wzór papy prezesa Leszczyńskiego, za sprawą dwuletniego lock-upu. Jak mniemam, kluczowe dla spółki osoby mają wpływ na jej funkcjonowanie i w pewnym stopniu przyczyniły się do niewesołej sytuacji IDMSA. Bo wbrew zapewnieniom prezesa Leszczyńskiego, stan obecny jest pokłosiem nietrafionych inwestycji, a nie wynika z wrogich wobec spółki i akcjonariuszy działań o charakterze spekulacyjnym *). Zarząd podobno podjął odpowiednie kroki prawne związane ze spadkiem kursu akcji. Będzie pozywał inwestorów za zlecenia S?
Wracając do rekompensariuszy, jak się wyjaśniło w oświadczeniu IDM SA na ostrą reakcję Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych przeciwko kuriozalnej emisji, chodzi po prostu o dobrze pojętą samopomoc. Część z osób, którym trzeba podać rękę kupowała akcje na kredyt i pękają im lewary, więc zgodnie ze starą zasadą Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, zrzutka musi być. Przy okazji: ile może być osób kluczowych dla spółki? Trzy? Pięć? Dziesięć? Dwadzieścia? Nic z tego, IDMSA w najnowszym oświadczeniu stwierdza, iż kluczowych osób jest 70! Stanowią one podobno w znacznej mierze wartość IDM i perspektywę na poprawę sytuacji spółki. Czy tu się komuś branża nie pomyliła? Tyle kluczowych osób nie pracuje nawet w cyrku.
Kolejną spółką zwołującą we wrześniu walne jest zarządzany przez ośmioosobowy zespół partnerów – tak przynajmniej wynika z informacji zamieszczonej na stronie emitenta – fundusz MCI. Tematem przewodnim zebrania jest emisja obligacji, która przewiduje pozyskanie od mających trudności z odróżnieniem ziarna od plew inwestorów kwoty 50 mln zł. Sam projekt uchwał zakłada wręcz północnokoreańskie zaufanie akcjonariuszy do zarządu – umożliwia bowiem dowolność tak w kierowaniu oferty, jak i w późniejszym wydawaniu pozyskanych pieniędzy. Przewiduje również możliwość podwyższenia kapitału zakładowego poprzez emisję akcji, którymi można byłoby wyemitowane obligacje spłacić. Pomimo dość skomplikowanej formy przekaz jest prosty: kochani mniejszościowi akcjonariusze, spełniliście swoją rolę jakiś czas temu i teraz bądźcie łaskawi nie przeszkadzać zarządowi w pełnieniu jego misji.
Przewodniczący szacownego gremium partnerów Tomasz Czechowicz nie tak dawno na lamach magazynu Forbes wylewał żale na odbiegającą od zachodnich standardów ochronę akcjonariuszy mniejszościowych. I nie da się zaprzeczyć, prezes wie o czym mówi.
Na tle powyższych komunikatów informacja spółki Religa Development o panującej w radzie nadzorczej epidemii, która uniemożliwiła 40 proc. członkom dalsze pełnienie zaszczytnych obowiązków, wygląda niepozornie. Oni już obligacje wyemitowali, tylko po prostu ich nie spłacają. Ciekawy model biznesowy, lecz jakoś nie znajduje zrozumienia u obligatariuszy, którzy mają prawo oczekiwać, że członkowie rady nadzorczej w razie kłopotów podejmą bardziej zdecydowane działania niż pokazanie rynkowi podeszwy.
Wyczyny niektórych giełdowych spółek mogą zawstydzić Amber Gold. Nie trzeba kupować linii lotniczej, żeby regularnie odlatywać w kosmos na niewyczerpanym paliwie tankowanym z kieszeni drobnych inwestorów.
*) wstawki kursywą są oryginalnymi wypowiedziami przedstawicieli wymienianych w tekście spółek