
Spekulant, prywatnie szyderca i cynik.
Artystyczne uniesienie to nie jedyne pobudki fundowania artystom środków odurzających, wyzwalających pasję tworzenia. Dla mecenasów mogła to być promocja własnego nazwiska i tworzenie na zewnątrz wizerunku człowieka wrażliwego na piękno, takiego głębokiego estety. Co brzydsi pozyskiwali zaś w ten sposób przychylność twórców – szkaradny kupiec mógł liczyć na to, że pędzel malarza nie uwydatni na obrazie jego szpetoty.
Od czasów starożytnego Rzymu minęły wieki, ale relacje między ludźmi biznesu i przedstawicielami artystycznej bohemy nie uległy większym zmianom. Niekoniecznie trzeba być też wybitnym twórcą, by zyskać finansowe wsparcie możnych tego świata. Nawet początkujący lub niezdarny artysta znajdzie swojego wielbiciela, gotowego w każdej chwili wesprzeć poczynania podopiecznego. Przekonał się w tym zarząd Polimexu. Bądźmy szczerzy – stworzony przezeń obraz pt. „Sprawozdanie finansowe” nie powalał na kolana. Nie przeszkodziło to Agencji Rozwoju Przemysłu w objęciu opieki nad radosnym twórcą i sypnięciu groszem. Sypie się o tyle łatwo, że nie swoim.
W naszej części Europy mecenat przyjmuję jednak czasem formy wybiegające poza dotychczas przyjęte ramy. W Rosji założyciel i większościowy akcjonariusz giełdowej spółki JFC porzucił kierowanie stworzonym przez siebie holdingiem, by objąć posadę dyrektora Michajłowskiego Teatru w Sankt Petersburgu, ofiarując jednocześnie równowartość ok. 50 mln złotych na renowację budynku teatru. Teatr, proszę państwa.
Na Białorusi opieka nad spuścizną kulturową przyjęła jeszcze inne kształty. Tam każdy istniejący podmiot gospodarczy może poszczycić swoim wkładem w wybudowanie skarbnicy wiedzy – Biblioteki Narodowej. Pieniądze na ten szczytny cel ofiaruje się o tyle łatwiej, że akcja poprzedzona była apelem prezydenta Łukaszenki zwanym propozycją nie do odrzucenia. Albo ofiarujesz pieniądze, albo sam stajesz się ofiarą.
Były wicedyrektor rozwoju NewConnect miał więc skąd czerpać pomysły. Poświęcił stanowisko, zaangażował masę podmiotów we wspieranie polskiej kinematografi i wschodzących gwiazd. Pomysły może i dobre, tylko wykonanie takie, jak cały NewConnect: na ślinę i sznurek. Ale co tam, tytuł filmu wszystko usprawiedliwia.