
Spekulant, prywatnie szyderca i cynik.
Żywioł bezlitośnie odsłonił nie dające się dłużej ukrywać krwawiące rany w finansach wielu spółek, narażając inwestorów na nie do końca przyjemne widoki. Tylko nieliczni emitenci potrafili utrzymać z dala od oczu plebsu swe wątłe ciała, zasłonięte ustawą o funduszach.
Trzem spółkom udało się jednak wyjść cało z opresji. CEDC, PBO Anioła oraz Drewex uniknęły ewentualnej przeceny stosując nowatorską metodę niepublikowania wyników. Rozwiązanie awangardowe, lecz niedocenione przez władze GPW, które po raz kolejny ukarały bogu ducha winnych akcjonariuszy, zawieszając notowania spółek.
Ucieczka przed gniewem rynku była uzasadniona. Trzęsienie ziemi wywołała na przykład publikacja wyników kontynuatora dzieła Kazimierza Wielkiego, grupy PBG. Strata godna przydomku króla, tłumaczenie się ze straty już mniej szlachetne. Winą obarczono wszystkich – dostało się bankom za agresywne działania windykacyjne, oberwało się grupie Alstom za wrogie zachowanie, polegające swoją drogą na całkowicie uzasadnionej niechęci do kooperowania z firmą tracącą grunt pod nogami. Autor raportu PBG nie miał problemu ze wskazaniem winnych, za to w kwestii niemałej premii dla panów Wiśniewskiego i Szkudlarczyka – wyglądającej na tle katastrofalnego stanu finansów spółki co najmniej kontrowersyjnie – wykazał się stoicką powściągliwością. Zapewne z powodu ubogiego zasobu słownictwa. Uczynnie podsuwam zatem kilka określeń, pasujących jak ulał do tej sytuacji: tupet, buta, arogancja, bezczelność, hucpa.
Po opublikowaniu półrocznych wyników zupełnie w innym świetle objawił się akcjonariuszom Polimex-Mostostal. Nie zostało śladu po naprędce zrobionym w pierwszym kwartale makijażu, zdartym przez huragan jak blaszany dach z szopy. Oczom graczy ukazała się zwykła brzydka żaba, wyczekująca niecierpliwie księcia ze Wschodu. Książę może i ma sakiewkę, wystarczająco zasobną by pokryć koszty operacji plastycznej szkarady, ale czy nie zdrowiej byłoby zawołać księdza? Rynek by się oczyścił, inwestorzy ostatecznie pozbyliby się złudzeń, a kluczowe dla spółki osoby – sprawnie żonglujące do tej pory wynikami – mogłyby znaleźć zatrudnienie w instytucjach, gdzie jest popyt na specjalistów od przeszacowań. Ot chociażby w okolicach stołecznej ulicy Emilii Plater.
Huragan zniknął tak samo niespodziewanie jak się pojawił. Ale powróci z okazji publikowania raportów rocznych. Co zastanie? Oby nie były to sklecone z ratunkowych emisji prowizoryczne baraki. Taka konstrukcja nie wytrzyma nawet zefirka.