Po trzech godzinach czwartkowych notowań wszystkie warszawskie indeksy były na lekkich plusach, wpisując się tym samym w poprawę nastrojów obserwowaną na większości europejskich parkietów, którą napędzało wczorajsze mocne odbicie na Wall Street, razem z trwającym drugi dzień odbiciem cen ropy, a także oczekiwaniem na przyszłe odmrażanie kolejnych gospodarek po lockdownach wprowadzonych w związku z epidemią koronawirusa. Jednocześnie inwestorzy ignorowali złe, czy wręcz tragiczne, kwietniowe odczyty indeksów PMI dla sektora przemysłowego i usługowego we Francji, Niemczech, Wielkiej Brytanii i całej strefie euro. Traktując te dane jako historyczne i licząc na przyszły powrót gospodarek do normalności.
W południe indeks WIG20 miał wartość 1.607 pkt. i rósł o 0,16 proc., mWIG40 3.200 pkt. (+0,8 proc.), a sWIG80 11.338 pkt. (+0,32 proc.).
Pierwsza połowa sesji przy ulicy Książęcej upłynęła pod znakiem miotania się indeksów WIG20 i WIG między spadkami a wzrostami, między słabym zachowaniem banków Pekao i PKO BP, a dobrym całej reszty.
Oba państwowe banki to zdecydowaniu outsiderzy porannej części notowań na GPW. Spadek kursu PKO BP do 20,70 zł z 21,22 zł wczoraj i Pekao do 11-letniego minimum 49,20 zł z 51,30 zł, w głównej mierze odpowiadał za poranny spadek indeksu dużych spółek do 1589,64 pkt. (-0,96 proc.). Po ponad dwóch godzinach notowania PKO BP wrócił powyżej zera, a jego akcje drożały o 0,2 proc. do 21,27 zł, wspierając tym samym powrót WIG20 powyżej kreski.
Po czerwonej stronie wciąż pozostawał kurs Pekao, spadając o 2,3 proc. do 50,10 zł. I to nie jest przypadek. Bank po prostu słabo sobie radzi. Wczoraj Pekao było jedyną spółką w WIG20, której akcje potaniały. I to potaniały niemało. Ich kurs spadł o 2,29 proc. do 51,30 zł, wobec wzrostu o 2,01 proc. całego indeksu, przez co akcje wicelidera polskiej bankowości były na koniec sesji najtańsze od 11 lat. Były też o ponad 58 proc. tańsze niż pod koniec 2016 roku, gdy PZU i Polski Fundusz Rozwoju za 10,6 mld zł odkupili 32,8 proc. akcji tego banku od włoskiego UniCredit. I mogą być jeszcze tańsze. Tak przynajmniej sugeruje analiza techniczna sytuacji na wykresie dziennym Pekao. W ostatnich dniach kurs wybił się dołem z miesięcznej konsolidacji o lekko wzrostowym nachyleniu, której obecnie dolne ograniczenie tworzy opór w okolicach 54 zł. Wybicie to otwiera drogę w okolicę 46 zł. W tej chwili jest to scenariusz bazowy dla Pekao. Mając na uwadze, że analogiczną miesięczną konsolidację dołem opuścił również indeks WIG Banki, zapowiadają kontynuację spadków całego sektora, to tym bardziej prawdopodobny jest przyszły zjazd Pekao w okolice 46 zł.
Pekao jest 1 z 5 spółek z WIG20, której akcje dziś tanieją. Pozostałe drożeją. Najmocniej, bo o 3,3 proc. do 4,286 zł, rośnie kurs PGE. Cały czas też świetnie radzą sobie dwaj tegoroczni liderzy wzrostów wśród blue chipów: CD Projekt i Dino Polska. W obu przypadkach akcje są rekordowo drogie. Nowy rekord na walorach CD Projektu kształtuje się na poziomie 349 zł i na chwilę obecną nic nie wskazuje na to, żeby to było ostatnie słowo giełdowych byków.
Rekordowo drogie są też akcje Dino Polska. Podrożały one do 187,50 zł z 184,10 zł wczoraj, wyrównując piątkowy rekord. I podobnie, droga do dalszych wzrostów wciąż jest otwarta.
Dziś na GPW były większe czarne owce niż wspomniany wcześniej Pekao. Jedną z nich jest spółka Interma Trade. Epidemia koronawirusa obnażyła wszystkie jej słabości i ostatecznie przerwała jej los. Zarząd poinformował, że planuje złożyć wniosek o ogłoszenie upadłości. Inwestorzy zareagowali przeceną akcji o 18,8 proc. do 0,56 zł. Od początku roku akcje te zostały przecenione o 68 proc.
Ze spadkiem sprzedaży wywołanym epidemią koronawirusa próbuje sobie natomiast radzić grupa CDRL, właściciel marki Coccodrillo. Planuje ona otworzyć około 100 „ulicznych salonów stacjonarnych” w Polsce. Inwestorzy przyjęli tę decyzję dobrze. Akcje CDRL drożeją o 4,25 proc. do 13,50 zł. Ta radość jest jednak zdecydowanie przedwczesna. Jak wynika z opublikowanych dziś danych przez GUS, nastroje konsumentów w kwietniu bardzo mocno się pogorszyły. Co więcej, wyraźnie gorzej oceniają oni przyszłość niż obecną sytuację, a ponad 80 proc. oczekuje większego lub mniejszego negatywnego wpływu epidemii na swoje finanse. To wszystko sugeruje, że nawet po odmrożeniu gospodarki, Polacy nie rzucą się do sklepów, a powrót do normalności może trwać zdecydowanie dłużej niż to się obecnie zakłada.