Ważna uwaga: nie zaklinamy rzeczywistości, tylko szukamy możliwych scenariuszy na podstawie obserwacji historycznych zjawisk na giełdzie. Wczoraj napisaliśmy, że panika rozlała się poza typowe media finansowe i trafiła na czołówki gazet i serwisów ogólnoinformacyjnych. To jeden z sygnałów, że mamy do czynienia z kulminacyjną falą paniki.
Historia warszawskiej giełdy pokazuje, że kiedy WIG20 tracił 4 proc. i więcej na jednej sesji, niedługo potem przychodziło mocniejsze odreagowanie. Tak było chociażby w ubiegłym miesiącu. Na sesji 10 sierpnia indeks blue chipów wykonał zjazd o ponad 5 proc., pogłębiając wcześniejsze spadki. Na następnej sesji obserwowaliśmy 4,5-procentowe odbicie. Wzrosty zresztą utrzymały się jeszcze kilka dni, ale indeks miał co odrabiać, bo wcześnie w trakcie pierwszych ośmiu sierpniowych sesji zanurkował o blisko 20 proc. Warto przypomieć jeszcze jeden fakt. Po raz ostatni WIG20 tak mocno jak wczoraj spadł 17 lutego 2009 r. i jak się później okazało, był to punkt zwrotny minionej bessy.
Czy będzie podobnie? Bardziej prawdopodobne jest raczej łapanie oddechu. Wielu ekspertów uważa, że sygnałem do podkupowania akcji będzie zejście WIG20 w okolice 2100 pkt. Usłyszeliśmy od jednego z brokerów dużego biura maklerskiego, że premia dla odważnych może wynieść nawet 300 pkt. na indeksie blue chipów. Jednak cały czas ewentualne wzrosty należy rozpatrywać w kategoriach korekty w trendzie spadkowym.
Większość spółek ma negatywny trend i trudno przypuszczać, by ta sytuacja szybko się zmieniła. Do tego potrzebny byłby jakiś mocniejszy impuls oraz trochę czasu na ukształtowanie nowego trendu. Tymczasem rynek raz za razem dostaje porcje informacji odpychających ludzi od akcji. Tak też było wczoraj, kiedy okazało się, że indeksy PMI dla Francji i Niemiec znalazły się we wrześniu na najniższych poziomach od 2 lat. Do tego doszła kolejna dawka słabych danych z amerykańskiego rynku pracy. Na domiar złego cały czas ciążą stałe balasty – nierozwiązany problem zadłużenia strefy euro oraz niemoc FED w wspieraniu amerykańskiej gospodarki, która dobitnie objawiła się na ostatnim posiedzeniu.
Jeśli jednak spojrzymy na nasz rynek od strony fundamentalnej, można powiedzieć , że robi się tanio. Średni wskaźnik C/WK dla wszystkich spółek z szerokiego rynku jest na poziomie 0,8. Stosunek ceny do zysku operacyjnego dla spółek z WIG to niewiele ponad 5. Warto tu dodać, że jest kilka sektorów dla których wskaźnik C/ZO jest wyraźnie poniżej tej średniej. W tym gronie jest branża budowlana, spożywcza czy sektor surowcowy. Ale uwaga, spółki mają za sobą serię bardzo dobrych wyników i ustawiły wysoko mianowniki wskaźników.
Jest to historia, a dla rynku liczy się przyszłość. Ta nie wygląda różowo. Gospodarka zwalnia i ciężko będzie dalej śrubować wyniki. Pocieszające jest jednak to, że nasze spółki są lepiej przygotowane do spodziewanego kryzysu niż do poprzedniego. Mają za sobą okres rekordowych wyników, nauczyły się ograniczać ryzyko kursowe i nie dotykają pułapek w rodzaju opcji walutowycm. W większości nie mają problemu z płynnością i mają spore zasoby gotówki. Pytanie tylko jak głębokie będzie spowolnienie i jak długo potrwa. Na razie giełdy reagują tak, jakby miał być koniec świata.