
Stacja wiertnicza gazu łupkowego we wsi Krynica w powiecie krasnostawskim w województwie lubelskim. Fotografia wykonana przez Dominikę w trakcie rajdu pełzakowego (Beata, Dominika, Karol) po powiecie krasnostawskim. (fot. Karol Karolus, Wikimedia Commons)
Szefowie państwowych spółek szybko zorientowali się, czego oczekuje od nich nowy minister skarbu – entuzjazmu. Poszło o nasz nowy narodowy skarb – gaz łupkowy. Zbyt odporni na jego czar okazali się Tomasz Zadroga (PGE) i Maciej Szubski (PGNiG). Ale te dwie dymisje wystarczyły, by pozostali prezesi zaczęli się licytować na dowody lojalności wobec ministra Mikołaja Budzanowskiego.
Najprościej, w żołnierskich słowach, swoją gotowość wyraził Herbert Wirth (KGHM): „Każdy dobry pomysł inwestycyjny będzie analizowany”. Więcej gorliwości wykazał Maciej Owczarek (Enea): „Byłbym nierozsądny, gdybym spokojnie przeszedł koło tego tematu, więc z całą pewnością tak”, i Dariusz Lubera (Tauron): „Musimy zacząć poważnie myśleć o udziale w tym biznesie, bo za chwilę będzie za późno”.
Sprawa jest poważna, bo jednak nie chodzi o idée fixe młodego ministra skarbu. Łupki to część szerszego planu Donalda Tuska, który z energetyki chce uczynić jeden z priorytetów drugiej kadencji. Pierwsza upłynęła mu na walce o utrzymanie władzy i przeturlaniu się przez kryzys. W tej marzy o zrobieniu rzeczy wielkich.
Za realizację strategii energetycznej odpowiada ekipa administracyjnych technokratów. W większości to entuzjaści real polityk Tuska, bez zaplecza politycznego, całkowicie od niego zależni. Oprócz Ministerstwa Skarbu Państwa ich bastionem jest Ministerstwo Środowiska (MŚ), które pod rządami Marcina Korolca pełni funkcję quasi-ministerstwa energetyki. Trzecim ośrodkiem ma być tworzony właśnie nowy urząd pełnomocnika rządu do spraw gazu łupkowego dla Piotra Woźniaka, chwilowo Głównego Geologa Kraju i szefa rady unijnej agencji energetycznej (ACER).
Największym problemem w tej układance są łupki, wciąż wysoce niepewny surowiec, na którym opiera się polityka energetyczna. W tym hurraoptymistycznym planie (według zapowiedzi Budzanowskiego wydobycie ma być opłacalne za dwa lata) brakuje miejsca na scenariusze alternatywne. A już przy sprawie ACTA premier pokazał, że lubi myśleć życzeniowo i bagatelizuje szczegóły, na których potem się przewraca.
To, czym są dziś dla gospodarki ceny energii, dobrze ujął amerykański politolog Jeremy Rifkin. W wywiadzie udzielonym tygodnikowi „Polityka” przyrównał je do szklanego sufitu. Gdy tylko globalna gospodarka zaczyna się podrywać, wywołuje natychmiastowy wzrost cen surowców i energii, które zabijają wzrost gospodarczy.
Donald Tusk zrozumiał to ponad trzy lata temu, po powrocie z unijnego szczytu, na którym omawiano pakiet energetyczno-klimatyczny. Szybko stało się wtedy jasne, że naszą delegację ograli europejscy przywódcy, ponieważ polskiej energetyki nie stać na obniżenie emisji CO2 nawet w kompromisowej wersji pakietu. Tusk, rozumiejąc, jak groźny dla konkurencyjności naszej gospodarki może być skokowy wzrost cen energii, do gazu łupkowego podszedł strategicznie.