Giełdowe indeksy już od miesiąca uprawiają wspinaczkę wysokogórską. Indeks szerokiego rynku zyskał ponad 13 proc., a kursy wielu spółek wręcz eksplodowały. Na tym etapie wzrostów ciągle jeszcze można mówić, że mamy do czynienia zaledwie z odreagowaniem mocnych spadków z ubiegłego roku, które pogrążyły notowania większości spółek. Jednak nasuwa się pytanie czy to jest tylko kolejne odbicie w trendzie spadkowym, czy giełda zaczęła dyskontować coś więcej.
Patrząc na to z jakim zapałem inwestorzy zaczęli kupować akcje można odnieść wrażenie, że w gospodarce jest lepiej niż się powszechnie uważa. Z pewnością lepszą wiedzę na ten temat uzyskamy po sezonie wyników za IV kwartał, ale insiderzy już je znają i jak widać kupują akcje. StockWatch.pl spróbował zweryfikować u źródła podstawy giełdowych wzrostów. Zapytaliśmy prezesów dziewięciu spółek czy widzą oznaki ożywienia w gospodarce oraz jak wyglądają ich osobiste prognozy na ten rok.
>> Analitycy StockWatch.pl już omawiają najnowsze raporty finansowe spółek >> Sprawdź na bieżąco aktualizowaną listę w serwisie.
Wśród przepytanych osób z najwyższego szczebla zarządczego przeważają optymiści. Szczególnie pozytywnie wypowiadają się przestawiciele sektora handlu detalicznego. Prezesi nie tylko nie widzą kryzysu, ale także deklarują wyraźną poprawę wyników w 2012 roku.
– Nie widzimy najmniejszych śladów załamania popytu konsumpcyjnego. Sprzedaż odzieży i obuwia od kilkunastu miesięcy rośnie w tempie dwucyfrowym. Na cały ten rok jestem optymistą. Nic nie wskazuje na to by nasze wyniki ucierpiały z powodu zjawisk kryzysowych. Konsumenci są nadal skłonni do zakupów. Założenia budżetowe na ten rok mamy niekryzysowe. Zakładamy w nim ponad 20-proc. wzrost przychodów i 25-proc. wzrost zysku netto. – mówi Piotr Nowjalis, wiceprezes NG2 działającej pod marką handlową CCC.
Pojawiły się też sygnały, że dla niektórych spółek już początek roku okazał się nadspodziewanie dobry. Zadowolenia nie ukrywa Jerzy Mazgaj, kojarzony z Almę, Vistulą i Krakchemią.
– Pesymistyczne prognozy nie potwierdzają się i początek roku jest dla moich spółek dobry. W Almie notujemy ponadplanowe wzrosty, w Kruku i Vistuli mamy dwucyfrowe wzrosty, a dla Krakchemii początek tego roku jest najlepszy od 8 lat. Jestem umiarkowanym optymistą i wierzę, że nasza gospodarka będzie miała się dobrze. Na pewno potrwa to co najmniej do piłkarskiego Euro 2012, które powinno być pozytywnym impulsem dla naszej gospodarki. Zakładam, że w tym roku wyniki we wszystkich moich spółkach powinny być lepsze niż w 2011 roku. – ocenia Jerzy Mazgaj, prezes Almy i szef RN Vistuli i Krakchemii.
Zadowolenia z dobrego startu w nowy rok nie kryje również szef spółki Action, działającej na rynku dystrybutorów IT.
– Action zaczęła bardzo dobrze rok, cieszą wyniki sprzedaży oraz nowe umowy dystrybucyjne i kontrakty, które będą budować wyniki w kolejnych kwartałach. Doświadczenie okresu spowolnienia gospodarczego nauczyło nas jednak, że spółka musi być przygotowana na każdy scenariusz. Kilka miesięcy temu podnieśliśmy prognozy finansowe, nie spoczywamy na laurach, chcemy wykorzystać szanse, które pojawiają się na rynku. Patrząc perspektywicznie, prowadzimy dalszą optymalizację procesów biznesowych, badamy potencjał rynku rodzimego i zagranicznych. Dyscyplina kosztowa, poszukiwanie nisz, dywersyfikacja kanałów sprzedaży czy wprowadzenie kolejnych produktów do oferty spółki umożliwi nam dalsze wzmacnianie biznesu. Stabilizacja międzynarodowego otoczenia gospodarczego dodatkowo pomoże nam budować wartość Action. – przyznaje Piotr Bieliński, prezes Action.
Także przedstawiciel sektora świadczącego usługi pocztowe nie widzi hamowania naszej gospodarki. Prezes Integera, działającego m.in. pod marką handlową InPost, wierzy w 3,5-proc. wzrost PKB Polski w 2012 r. i mocny wzrost własnej spółki.
– Czarnowidztwo może się nie sprawdzić i nie będzie mocniejszego spowolnienia w naszej gospodarce. Nie przewiduję też mega negatywnego scenariusza wydarzeń w strefie euro, choć daleki jestem od hurraoptymizmu. Dla polskiej gospodarki przewiduję wzrost na poziomie 3,5 proc. Natomiast nie spodziewałbym się na giełdzie hossy, raczej stabilizacji. Będzie dobrze jeśli na koniec roku indeks WIG byłby na 10-proc. plusie. My natomiast na ten rok zakładamy dalszy wzrost i to kilkudziesięcioprocentowy, i w tym kierunku budujemy naszą strategię. Zwłaszcza chcemy rozwijać ekspansję zagraniczną. – uważa Rafał Brzoska, prezes Integera.
O dziwo, pozytywne sygnały płyną wreszcie z sektora, który w 2011 roku borykał się z niemałymi problemami wynikającymi z wysokich cen surowca i słabej złotówki. Chodzi o branżę rybną, której mocno we znaki dały się silne podwyżki cen surowca.
– W tej chwili nie widzę barier, które mogłyby go ograniczać zapotrzebowanie na produkty rybne. Branża zaakceptowała już wyższe ceny surowca, co znalazło odzwierciedlenie w podwyżce cen produktów gotowych. Do tego mocniejsze spowolnienie, które było zapowiadane, z naszego punktu widzenia nie sprawdza się. Mamy świadomość, że ten rok nie będzie łatwy, ale powinien być dla nas lepszy niż ubiegły. – mówi Robert Wijata, członek zarządu Graala.
Jednak zgodnie z tym co podkreślają przedsiębiorcy należy zdawać sobie sprawę, że do odtrąbienia pełnego ożywienia jest jeszcze daleka droga. Na pewno dużo zmartwień ma nadal budowlanka. Choć w ostatnich tygodniach notowania tych spółek dźwigają się z ubiegłotygodniowej zapaści, to ten rok nie będzie łatwy dla całej branży
– Mamy początek roku i silne mrozy, co nie sprzyja procesom inwestycyjnym w naszej branży. Niemniej jednak docierają do nas różne sygnały. Z pewnością niepokojące są przesunięcia terminów dużych kontraktów energetycznych. Tego nie oczekiwaliśmy. Wydaje się, że w branży może wystąpić problem z realizacją marż operacyjnych na kontraktach. To może być problem powszechni i nie będzie dotyczył tylko jakiegoś konkretnego segmentu w budownictwie. Natomiast pozytywem może być to, że nie obserwujemy utraty płynności wśród dużych spółek. To sprawia, iż poziom zaufania do nich jest dość wysoki. Nam w tym roku powinno udać się osiągnąć wyższe przychody niż rok temu i osiągnąć trochę lepszy wynik netto. – podkreśla Jacek Faltynowicz, prezes Elektrobudowy.
Również ważne informacje płyną z sektora IT, który jest niezłym barometrem zmian koniunkturalnych zachodzących w gospodarce. Na razie nie ma boomu na tego rodzaju produkty i usługi.
– Polski rynek informatyczny znajduje się w stagnacji. Brakuje dużych zleceń. Wcześniej ciągnęły ten rynek kontrakty od operatorów mobilnych oraz banków. Teraz brakuje takiego sektora, który pociągnąłby rynek IT. Z nadzieją patrzę na sektor prywatny. Spółki z tego sektora coraz chętniej korzystają z naszych systemów informatycznych. Przykładem niech będzie przedsiębiorstwo ogrodnicze, które zamówiło u nas system za około 1 mln zł, wcześniej coś takiego byłoby nie do pomyślenia. To może być przyszłość dla naszej branży. Natomiast nadal słabo wyglądają zamówienia z sektora publicznego. Rząd nie potrafi znaleźć skuteczniej metody przetargowej i stale dochodzi do skandali. W Niemczech i Szwajcarii gdzie jesteśmy obecni rynek IT funkcjonuje normalnie, firmy zgłaszają zamówienia, ale nie ma jakiegoś szaleństwa zamówień. Jednak cały czas zdobywamy rynek kosztem konkurencji. – przyznaje Janusz Filipiak, prezes Comarchu.