Od początku października indeks blue chipów stracił już ponad 5 proc. i dziś przełamał poziom 2100 pkt. Niepokojące sygnały płyną także z USA. Tam najważniejszy indeks Wall Street spadł w poniedziałek poniżej 1100 pkt. i dzieli go tylko kilka punktów od tego, aby znowu można było odtrąbić bessę na S&P (zgodnie z definicją spadku indeksu o 20 proc. od szczytu). Dziś od rana kontrakty na ten indeks są na minusie i wskazują na negatywne otwarcie handlu.
Rozczarowanie kiepskim początkiem października może być tym większe, że były nadzieje na poprawę, chociaż chwilową.
– Myślałem, że początek kwartału będzie lepszy. Było pod co grać – 11 października rozpoczyna się sezon wyników w USA, 13 października spodziewana jest kolejna transza pomocowa dla Grecji, a 4 listopada jest spotkanie grupy G20. Tymczasem mamy totalną przecenę z pogłębieniem sierpniowych dołków. Teraz wszystko zależy od polityków, jednak oni sprawiają wrażenie jakby nie rozumieli powagi sytuacji. Potrzebna jest szybka realizacja planu rozwiązującego zadłużenie w strefie euro. Mam tu na myśli ten ostatni plan zwiększający potencjał Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej (EFSF), znaczące dokapitalizowanie europejskich banków oraz kontrolowane bankructwo Grecji – podkreśla Piotr Kuczyński, główny analityk Xeliona.
Ale najwidoczniej historia lubi się powtarzać, bo w ostatnich miesiącach giełdowe indeksy zaliczają ostre spadki właśnie na pierwszych sesjach miesiąca. Świeżo w pamięci mamy silne tąpnięcia z początku sierpnia i września.
– Tradycją ostatnich miesięcy staje się słaby początek. Jednak w październiku widziałbym szansę, że będzie spokojniej i skończy się na straszeniu. W tym miesiącu spodziewam się korekty wzrostowej, jednak nie powinna być ona jakaś mocna. Sporym sukcesem będzie jeśli WIG20 wyjdzie powyżej 2200 pkt. – uważa Roland Paszkiewicz, dyrektor działu analiz CDM Pekao.
Mimo szans na odbicie, cały czas trzeba mieć się na baczności, bo analiza techniczna daje niepokojące wnioski.
– Sygnały techniczne wskazują, że w najbliższym czasie spadki mogą się pogłębić. Dla WIG20 ważną barierą jest poziom 2000 pkt. Jeśli on pęknie, to możliwy jest dalszy spadek nawet o 10 proc. W przypadku S&P pierwszym silniejszym poziomem wsparcia jest 1030 pkt. – przewiduje Tomasz Manowiec, analityk Noble Funds TFI.
Ale ten czarny scenariusz nie musi się sprawdzić, bo teraz największy wpływ na zachowanie rynków mają politycy, a nie fundamenty czy technika. Decydenci trzymają inwestorów w szachu, ci z kolei czekają na konkretne działania ratujące zadłużone kraje strefy euro oraz pogrążone w kłopotach banki. Dopiero zdecydowane decyzje mogą wywołać na rynkach trochę optymizmu i sprawić, że poprawi się koniunktura, przynajmniej w krótkim terminie.
– Technika wskazuje możliwość spadku WIG20 nawet do poziomu 1700 pkt., a S&P do 870 pkt. Jednak nie przywiązywałbym się do tych poziomów. W każdej chwili sytuacja może się odwrócić. Wystarczy, że politycy zaczną właściwe działania i sytuacja na rynku szybko się zmieni. Wówczas do końca roku powinniśmy obserwować wzrosty. Nie zmieniam jednak swojej długoterminowej prognozy, która zakłada spadki – konkluduje Piotr Kuczyński.